poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 7

JULIA
Rano obudziłam się z głośnym łoskotem, lądując na ziemi.
- Auć! - krzyknęłam i zaczęłam masować swoją głowę - Cholernie mało miejsca w tym łóżku. - stwierdziłam i niezadowolona wstałam z podłogi.
- Może dlatego, że całą noc spałaś w nie swoim? - zasugerował mi Matt, leżący na tym samym łóżku, z którego przed momentem spadłam.
Rozwarłam buzie ze zdziwienia i rozglądnęłam się po pokoju. Po całym pomieszczeniu walały się ciuchy, które na pewno nie należały do mnie, z szafy wystawała para butów, które były dwa razy większe niż moja stopa.
- Chyba pomyliłam pokoje. - głośno przełknęłam ślinę, starając się nie patrzyć na Amerykanina, który nadal spokojnie leżał na łóżku, a dodatkowo bez koszulki. - Nikt z tobą nie śpi? - wskazałam na drugie, puste łóżko, które znajdowało się po przeciwległej stronie pokoju.
- Facu także nie trafił dziś do siebie. - stwierdził Matt - Radziłbym Ci sprawdzić pokój, może teraz leży z Zuzą w jednym łóżku. - dodał po czym położył swoją głowę na białej poduszce.
Lekko parsknęłam śmiechem, po czym zawstydzona odwróciłam wzrok. Przez chwilę stałam na środku pokoju nic nie mówiąc i już miałam wychodzić kiedy odezwał się siatkarz.
- Przez połowę nocy okładałaś mnie po twarzy. - poinformował mnie z uśmiechem.
- Widocznie Ci się należało. - mruknęłam, pomijając to, że często w nocy mam jakieś niekontrolowane ruchy, przez co nikt nie wytrzymał jeszcze ze mną więcej niż dwie noce w jednym łóżku. Miało to swoje plusy bo na każdych wycieczkach szkolnych, pojedyncze łóżko należało w całości do mnie.
- Wiem. - potaknął, co wywołało u mnie zdziwienie. - Przepraszam, ja po prostu... ja tylko... - zaczął plątać się w słowach nie wiedząc co powiedzieć. - Obawiam się, że mój polski jest zbyt słaby, żebym potrafił to wyjaśnić. - stwierdził, po czym wstał z łóżka i stanął na przeciw mnie.
- Przepraszam. - powtórzył, po czym objął mnie swoimi szerokimi ramionami, a ja wtuliłam się w jego bark, próbując zignorować gęsią skórkę, która pojawiła się na moim ciele w chwili gdy przycisnął mnie do swojej gołej klatki piersiowej.
- Ok, koniec tego dobrego. - z ciężkim sercem oderwałam się od Amerykanina i podeszłam do drzwi, na których widniał numerek 9. - Faktycznie, ja przecież mieszkam w szóstce. - klepnęłam się dłonią w czoło i chwyciłam za klamkę.
- Nie było tak źle. Poza tym, że strasznie głośno chrapiesz. - zaśmiał się Matt, kładąc swoje dłonie na biodrach.
- Wcale nie chrapie! - zaprzeczyłam oburzona i rzuciłam w niego parą skarpetek, która akurat nawinęła się pod moje nogi, po czym wyszłam z jego pokoju, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

- Gdzie to się spędziło noc? - było to pierwsze zdanie, jakie usłyszałam po przekroczeniu progu pokoju, tym razem mojego.
- Pomyliłam sobie 6 z 9... i przez przypadek weszłam Mattowi do łóżka. - wyznałam Zuzie, siadając na łóżku i chowając głowę w dłoniach.
- Połączenie cyferek 6 i 9 daje 69, czy było równie gorąco jak mi się zdaje? Nawet liczby na to wskazują! - zaczęła się głośno śmiać, za co ukarałam ją ostrym spojrzeniem - Plus, daruj sobie takie przypadki Julcia, jestem pewna, że zrobiłaś to z całkowitą premedytacją.
- Ale ty jesteś głupia. - pokręciłam z westchnieniem głową, usilnie powstrzymując uśmiech i otworzyłam drzwi łazienki, aby się odświeżyć, zostawiając przy tym Zuzę, która skręcała się w pokoju ze śmiechu.

Nasze kolejne dni były podobne do pierwszego. Na początek dnia jedliśmy zdrowe śniadanie w olbrzymiej stołówce w hotelu, następnie ja z Zuzą szłyśmy na miasto, albo na zakupy, lub po prostu powłóczyć się i pogadać. W ostatnim dniu kupiłam sobie śliczną kremową sukienkę, miała rękawy 3/4, z tyłu na plecach koronkę, była obcisła w tułowiu, a od pasa w dół rozchodziła się w swobodne fale.
Po naszych podbojach na mieście, szłyśmy prosto do katowickiego Spodka, by wspierać chłopaków w kolejnych meczach, które na 4 spotkania, 3 były wygranymi. Tym razem nie udało im się pokonać Resovii Rzeszów, w której cała drużyna dzielnie walczyła m.in nasz kochany Paul. Po spotkaniach zwykle od razu udawaliśmy się do hotelu autokarem, a po obiadokolacji każdy lądował w swoim pokoju z niewielkim nastrojem na zabawę, jaką urządziliśmy sobie pierwszego dnia. Resztę wyjazdu siatkarze postanowili spędzić spokojnie, w czym całkowicie ich poparłam. Mimo tego się nie nudziliśmy gdyż pod wieczór zawsze witało do naszego pokoju kilku chłopaków m.in Piotrek z Andrzejem. Dwa razy nawet przyszedł do nas Dima, ze smutkiem powtarzając, że: Nie ma śniega.
Kiedy wracaliśmy autokarem do Bełchatowa siedziałam tym razem z Mariuszem Wlazłym, jednak nadal nie odważyłam się zasnąć, bo wiedziałam, że z atakującego też jest niezłe ziółko, mimo, że może na pierwszy rzut oka na takiego nie wyglądał, lecz już przez te kilka miesięcy zdążyłam dobrze poznać bełchatowską drużynę. Na sam koniec podróży, kierowca puścił nam karaoke, w której oczywiście królował Winiar, śpiewając na cały autobus jakieś polskie disco-polo. Już po pierwszej piosence dołączyła się do niego cała drużyna, oprócz obcokrajowców, którzy niestety nie znali polskich hitów. Tylko Facu, w przerwach, kiedy z głośników wydobywała się sama melodia dodawał kilka zdań od siebie i przeraźliwie fałszując, śpiewał:
"Paaaanie Prezeesie kooocham Paaana!" lub "Czy twoooja duuupa jeest gotowaaaa".
Wszyscy mieli z niego niezły ubaw, a jego śpiewy upamiętnił Igła w swojej kamerze, oznajmiając, że jego solówki zrobią furorę na YouTubie i polskie fanki oszaleją na jego punkcie.
Po kilku godzinach jazdy nareszcie dotarliśmy do celu i z ulgą wysiedliśmy z ciasnego autobusu. Andrzej wyciągnął z bagażnika moją walizkę i szedł ze mną przez cały parking, żeby wsadzić ją do samochodu Matta, z którym miałam wrócić do domu.
- Dziękuje. - powiedziałam i wspięłam się na palce, żeby go pocałować, jednak Wronka i tak musiał się do mnie schylić, bo trafiłam w jego brodę.
- Nie ma za co. - odszepnął mi do ucha po czym włożył torbę do BMW Amerykanina i zatrzasnął drzwi do bagażnika. - Spotkamy się jeszcze dzisiaj? - zapytał odgarniając mi włosy z czoła.
- Bądź o 20. - uśmiechnęłam się i wsiadłam do samochodu, gdzie czekał na mnie wyraźnie zniecierpliwiony Matt, gdyż stukał swoimi palcami o kierownice. Mimo tego nic nie powiedział, tylko lekko się do mnie uśmiechnął w przednim lusterku i powoli wycofał swoje auto, by po chwili wyjechać z parkingu na drogę prowadzącą do naszego mieszkania.


ANDRZEJ

Na godzinę przed spotkaniem z Julią, zauważyłem, że mam ze sobą dokumenty Zbyszka. Pewnie przez przypadek wsadziłem je do swojej torby, kiedy się pakowaliśmy w katowickim hotelu. Prawie zawsze mieszkam z Karolem, ale zdecydowaliśmy się na zmianę i on poszedł do Kurka, a ja zdecydowałem się dzielić pokój z Bartmanem. Na początku chciałem oddać mu te dokumenty dopiero na treningu, ale że jutro była sobota i mieliśmy dla siebie cały weekend odpoczynku, stwierdziłem, że lepiej będzie zawieść mu je do mieszkania, na wypadek gdyby ich potrzebował. Ubrałem się już jak na spotkanie z moją dziewczyną, aby nie musieć dwa razy jeździć i po drodze zahaczyłem o mieszkanie Zibiego.
Podjechałem pod blok i wyskoczyłem z auta, żeby jak najszybciej się z tym uwinąć, była dopiero 19.30 więc miałem jeszcze pół godziny czasu. Drzwi wejściowe były otwarte, więc nie było nawet potrzeby dzwonienia domofonem. Wyjechałem windą na ostatnie piętro i nacisnąłem dzwonek do drzwi nr 16, bo pod takim numerem mieszkał mój kolega.
Usłyszałem za drzwiami jakieś zamieszanie, ktoś biegał po całym przedpokoju, jednak spokojnie czekałem na otwarcie drzwi. Trwało to dość długo, więc zacząłem się już niecierpliwić, jednak zanim zdążyłem nacisnąć dzwonek po raz drugi, przed moimi oczami ukazał się Zbyszek.
- Zakosiłem ci dokumenty. - poinformowałem go unosząc w górę mały folder.
- O dzięki. - Bartman, przeczesał rozczochrane włosy i poprawił swoją niedopiętą do końca koszulę. W chwili gdy już miał zamykać drzwi, zobaczyłem za jego plecami jakiś ruch. Wychyliłem się za próg i ujrzałem Dianę, dziewczynę Matta, która speszona stała za jego plecami.
- Okeej. - uniosłem ręce w geście kapitulacji i jak zamurowany stanąłem na przeciw Zibiego, nie wiedząc co powiedzieć. - Bawcie się dobrze? Czy coś... - wybąkałem i cały czas w szoku obróciłem się na pięcie i wsiadłem do windy, naciskając przycisk: zero.
Kiedy winda zjechała na sam parter, pośpiesznie wyszedłem z budynku, nie chcąc myśleć o tym co właśnie zobaczyłem. Jednak kiedy wsiadałem do samochodu z bloku wybiegła Diana i szybkim krokiem podeszła do mojego auta. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Nie wiem... nie wiem co... - zaczęła, ciężko dysząc po swoim biegu - Słuchaj, nie możesz nic powiedzieć Mattowi. - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem, a jej oczy zrobiły się szkliste. - Ja go bardzo kocham, tylko po prostu... odkąd pojawiła się Julia, zaczęłam się czuć przez niego odpychana... Zapewniał, że mnie kocha, ale ja po prostu nie widziałam tego w jego gestach, wiesz? - chwyciła mnie za ramię, jakby oczekując, że to zrozumiem - Nie mów mu nic, proszę. On nie może się dowiedzieć. - teraz już naprawdę zaczęła płakać, a jej ręce drżały.
Stałem przez chwilę w milczeniu, próbując przetrawić jej słowa. Czyżby Matt czuł coś do Julki, że Diana przestała się mu czuć potrzebna? Zawsze uważał ich za parę idealną i chciał, żeby jego związek z Julią był tak samo kolorowy jak ich. Był pewien, że u nich wszystko cudownie się układa.
- Proszę. - powtórzyła Diana, łamiącym się głosem, widząc brak reakcji z jego strony.
- Zawrzyjmy układ. - powiedziałem, sam nie wiedząc dlaczego to robie, ale słowa tej dziewczyny mnie mocno zaniepokoiły. - Ja nie powiem nic Mattowi, a ty będziesz trzymać go z dala od mojej dziewczyny.
Blondynka lekko pokiwała głową, mocno zaciskając usta i spuszczając wzrok.
- Dobrze. - powiedziała słabym głosem, a następnie cały czas wbijając oczy w ziemie, skierowała się w stronę bloku, z którego przed chwilą wyszła.
Natomiast ja wsiadłem do samochodu i odpaliłem go, kierując się w stronę mieszkania Julii, jeszcze nie bardzo rozumiejąc to co się przed chwilą wydarzyło. Dotarło to do mnie z czasem...


Tak! Udało się, kolejny rozdział już dzisiaj :)
Następny pewnie dopiero po Nowym Roku bo jutro skupie się na nadrabianiu waszych blogów, a w środę to wiadomo - zawrót głowy przed Sylwestrem.
Życzę wam udanej zabawy i jeszcze lepszego Nowego Roku z wielkimi sukcesami naszych siatkarzy. Trzymajcie się ciepło :*

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 6

JULIA

Kilka tygodni później chłopcy jechali na kilkudniowy turniej do Katowic, gdzie mieli rozegrać kilka meczy w słynnym Spodku. Razem z Zuzą stwierdziłyśmy, że zabierzemy się razem z nimi. Kilka dni przerwy od wykładów mi nie zaszkodzi, zwłaszcza, że ostatnio prowadzi je dość nudny wykładowca i nie za bardzo mam ochotę go słuchać. Musieliśmy wstać wcześnie rano, a następnie razem z Mattem załadowałam się do samochodu i podjechaliśmy pod halę Skry. Nasze stosunki trochę się unormowały. Postanowiliśmy przestać wchodzić na różniące nas tematy i stały się one dla nas tematem tabu. Poza tym wszystko zdawało się być już w jak najlepszym porządku. Kiedy dotarliśmy pod halę w Bełchatowie, autokar stał już zaparkowany na parkingu, z większością siatkarzy w środku. Gdy weszliśmy do autobusu zastaliśmy chłopaków, którzy głośno się śmiali z jakiegoś żartu Winiara.
- Julka, dzisiaj siedzisz ze mną! - zawołał Igła i pomachał do mnie z końca autobusu.
Ze śmiechem pokiwałam głową i skierowałam się na sam koniec, by usiąść obok niego na niewygodnych siedzeniach.
- Panie Prezesie, nie dałoby się czegoś lepszego? - zapytał Możdżon, kierując pytanie w stronę kamery, która w jednej chwili znalazła się w rękach Ignaczaka, a następnie wskazał na swoje nogi, które nie mieściły się nawet w dwóch siedzeniach.
- Nie ma kasy Panie Prezesie? - wykrzyknął Kubiak, z fotelu przed nami - Jest kasa!
- Panie Prezesie, kocham pana. - powiedział Facundo Conte, co wszyscy skomentowaliśmy głośnym śmiechem. Było to jedno z niewielu zdań, które Facu potrafił powiedzieć po polsku, w innych przypadkach musieliśmy porozumiewać się z nim w języku angielskim.
W tym samym momencie do autobusu weszli Zuza wraz z Piotrkiem i Wronką . Wszyscy przywitali się ze mną buziakiem w policzek, po czym usiedli w fotelach obok nas. Po kilku minutach autokar ruszył z wielkim warkotem, wydając takie dźwięki jakby przy najbliższym zakręcie miał zamiar stanąć i już nigdy więcej nie odpalić.
- Jak tam życie, młoda? - Igła poczochrał mnie po włosach swoją dużą dłonią.
- Jakoś leci staruszku. Gdzie twój John Travolta? - zapytałam mając na myśli bełchatowskiego rozgrywającego.
- Pochorował się biedaczek, siedzi w domu i się nudzi. Przynajmniej jego dziewczyna się cieszy. - westchnął Krzysiek, sprawdzając przy tym coś na swoim fanpage'u na facebooku.
- Chciałbyś tak?
- Co? - spytał, przenosząc swój wzrok na mnie.
- Tak się czasami rozchorować, żeby móc spędzić więcej czasu z Iwoną. - wyjaśniłam, odgarniając włosy, które opadały mi na twarz.
- Jasne, żebym chciał, ale to tak nie działa. Wiedziałem jak moje życie będzie wyglądało kiedy zostanę zawodowym siatkarzem i ona też wiedziała w co się pakuje, kiedy powiedziała mi: "Tak" podczas ślubu. Kocham  zarówno ją jak i Sebastiana najbardziej na świecie i bardzo chciałbym spędzać z nimi więcej czasu, ale siatkówka to kolejna miłość mojego życia i granie w klubie także mnie uszczęśliwia. Ale tak... czasami bym chciał, czasami to zbyt ciężkie.
- Taki dinozaur jak ty, wszystko uniesie! - szturchnęłam go lekko ramieniem, żeby się rozchmurzył.
- Jeszcze pożałujesz, że to powiedziałaś. - spojrzał na mnie z udawaną złością, ale już po chwili mu się odechciało i zaczął opowiadać jedną ze swoich zabawnych historii, która miała miejsce podczas zgrupowania kadry narodowej w Spale.
Chwilę sobie pogadaliśmy, co chwilę wybuchając śmiechem, jednak w pewnym momencie poczułam ogarniającą mnie senność. Pewnie miało to coś wspólnego z tym, że po wczorajszym spotkaniu z Andrzejem wróciłam do domu o 1 w nocy, a dzisiaj musieliśmy wstać już o 5 aby nie spóźnić się na zbiórkę.
Wczoraj z Wronką świetnie się bawiliśmy, najpierw zabrał mnie do najlepszej kawiarni w mieście, gdzie zamówiliśmy dla siebie dwie duże karmelowe kawy i czekoladowe donaty. Potem wybraliśmy się na nocy spacer po Bełchatowie i wylądowaliśmy w jakiejś części miasta, gdzie żadne z nas wcześniej nie było, więc mieliśmy potem spory problem z wróceniem do domu. Jednak Andrzej zadzwonił do Karola - Złotej Rady i ten po sprawdzeniu naszego położenia w Googlach, szybko wskazał nam drogę powrotną.
Tymczasem postanowiłam chwilkę się zdrzemnąć i położyłam swoją głowę na ramieniu Igły, zamykając oczy.
- Jasne, nie krępuj się. - powiedział gburowatym tonem, ale chwilę później na jego twarz znowu wpełzał uśmiech (on nie potrafił inaczej) i pozwolił mi trochę na sobie pospać.
Nie trwało to jednak długo, bo obudziły mnie śmiechy chłopaków, a kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam, że pochyla się nade mną z dziesięciu siatkarzy i cały czas rechotają.
Ledwo żywa, otarłam oczy, po czym spojrzałam na Igłę, który trzymał w ręku kamerę.
- Obudziła się nasza śpiąca królewna! - zawołał kierując na mnie obiektyw.
Nadal nie wiedząc co się dzieje, lekko się uśmiechnęłam i pomachałam do kamery, mając nadzieję, że na tym skończy się mój dzisiejszy udział w "Igłą Szyte".
- Powiedz jak się czujesz ze swoim makijażem na twarzy. Fajne cienie, jakieś nowe? - widać było, że Krzysiek ledwo powstrzymuje się od śmiechu.
Zmarszczyłam brwi, nie za bardzo wiedząc o co mu chodzi, jednak przypomniało mi się, że faktycznie tydzień temu kupiłam sobie nowe kosmetyki. Byłam ucieszona tym, że zauważył, ale chyba byłam zbyt otępiała po śnie, żeby zauważyć w tym coś dziwnego w tym pytaniu. Przecież to oczywiste, że faceci nigdy nie zauważają takich rzeczy.
- Naprawdę Ci się podoba? - zapytałam, lekko się rumieniąc.
To przeważyło szale, siatkarze zaczęli się śmiać jak opętani, a Kłos to nawet stoczył się ze swojego fotela na ziemię i ponieważ całą jego energię pochłaniał śmiech, nie miał siły nawet wstać i z powrotem usiąść na siedzeniu. Zdezorientowana popatrzyłam po kolegach, jednak żaden z nich nie chciał mi nic powiedzieć, a Krzysiu cały czas miał skierowany obiektyw na mnie.
- Nie śmieszne, dajcie mi pospać. - mruknęłam i już chciałam znowu urządzić sobie drzemkę, kiedy Zuza podstawiła mi lusterko pod nos.
O mało co nie wypuściłam go z ręki. Cała moja twarz była umazana kolorowymi flamastrami. Na powiekach miałam jakieś zielone kreski, całe moje policzki były pokryte różowym pisakiem, usta pomalowali na czerwono, a na czole malował się niebieski napis: KOCHAM IGŁĘ.
Spojrzałam na nich spode łba.
- Masz 36 lat,  a zachowujesz się jak sześciolatek! - trzepnęłam Ignaczaka w ramię, ale na niego nie potrafiłam się długo gniewać i już po chwili się rozchmurzyłam, ale za karę kazałam mu zmywać wszystko co namalował.
- Ale czym? - bezradnie rozłożył ręce, spoglądając na mnie niewinnym wzrokiem.
- Orientuj się Igła! - Zuza rzuciła w jego stronę jakiś płyn i waciki, a on zaczął myć moją twarz.
Po minucie zorientowałam się, że był to duży błąd.
- Auuuć! - zawyłam - Delikatniej!
- Mówisz do Ministra Obrony Narodowej. Przyjmował nie raz zagrywkę Grozera, on nie potrafi delikatniej! - zaśmiał się Bartosz Kurek, który stał teraz nad nami i robił zdjęcia, mając przy tym niezły ubaw.
- Ok, zrobię to sama. - westchnęłam i wzięłam od Ignaczaka waciki, co on też przyjął z wielką ulgą.
Postanowiłam, że nie będę już więcej spać w tym autokarze, więc już do końca naszej drogi miałam oczy szeroko otwarte. Do katowickiego hotelu dojechaliśmy dosyć wcześnie, więc chłopcy zaraz po zjedzeniu śniadania pognali na trening, a my z Zuzą stwierdziłyśmy, że się przejdziemy po mieście i rozeznamy się w terenie.
- Co u Matta? - zapytała Zuza, zakładając na głowę niebieską czapkę - Dawno z nim nie gadałam, ale z daleka widać, że ostatnio jakiś nieswój.
- Wydaje się być w porządku. - wzruszyłam ramionami, chcąc zmienić temat.
- Oczywiście, że nie. Jak możesz z nim mieszkać i nic nie zauważyć? - zdziwiła się, uważnie się mi przypatrując.
- Nie gadamy o wszystkim, niektóre tematy są w naszej relacji po prostu... unikane. - wyznałam, chowając dłonie do kieszeni kurtki, przeklinając się w duchu, że i ja nie wpadłam na taki pomysł, by zabrać ze sobą czapkę.
- Tak jak twój związek z Wronką? - zapytała, kopiąc mały kamyk, który leżał na chodniku.
- Między innymi. - przyznałam - Popatrz, możemy wstąpić na kawę do tej kawiarenki. - wskazałam na małą kafejkę, która zachęcała nas do odwiedzenia swoimi kolorowymi napisami.
- Dlaczego o tym nie gadacie? - Zuza dalej drążyła temat, ignorując moją propozycje.
- Boże, nie wiem! Za każdym razem, jak Matt słyszy imię: Andrzej, robi się jakiś drażliwy, a ja nie mam ochoty wysłuchiwać jego historii z Dianą, skoro on nie może zrobić tego dla mnie. - byłam już lekko poirytowana, a do tego zimny wiatr wiał mi prosto w twarz i nie marzyłam teraz o niczym innym jak o ciepłej kawie i kompletnej zmianie tematu.
- Może jest zazdrosny?
- O co? - prychnęłam, zagarniając długie włosy za ucho.
- O Ciebie? - powiedziała to takim głosem, jakby było to zupełnie oczywiste.
Kiedy to usłyszałam, mimowolnie poczułam w środku jakąś lekką iskierkę radości.
- Ma dziewczynę. - przypomniałam jej.
- Serce nie sługa. - uśmiechnęła się w moją stronę i złapała mnie pod ramię, a następnie zaciągnęła do kawiarni, o której wcześniej wspominałam.
Nic nie odpowiedziałam. Czułam, że nie powinnam kontynuować tej rozmowy. Ponadto ogarnęło mnie lekkie poczucie winy, na myśl, że ten - właściwie niedorzeczny pomysł Zuzy sprawił mi taką radość. Dobrze układało mi się z Andrzejem i w moim miejscu nie było miejsca na żadnego innego faceta, a już na pewno nie faceta w komplecie z dziewczyną.
Do czasu...

Po pysznej gorącej kawie udałyśmy się do katowickiego Spodka na mecz. Jak zwykle dostałyśmy pierwszy rząd miejsc, co nie spodobało się kilku dziewczynom, próbującym się dopchać do siatkarzy po autografy i skomentowały to jakimś złośliwym komentarzem. Kiedy do Zuzy podbiegł Piotrek aby obdarować ją siarczystym buziakiem przed meczem, już prawie kipiały ze złości i myślałam, że zaraz rzucą się nam do gardeł. Jednak Zuza się tym nie przejęła tylko dyskretnie pokazała im środkowy palec, na co ja lekko parsknęłam śmiechem.
Może nie było to szczególnie uprzejme, ale uwagi, które wymieniały o nas między sobą na pewno też do takich nie należały.
Kilka minut później mecz się rozpoczął. Jak zwykle byłam bardzo podekscytowana i darłam się na całe gardło dopingując chłopaków. Jak ktoś powiedziałby mi kilka miesięcy temu, że będę 1/4 swojego czasu spędzać na dopingowaniu siatkarzy i oglądaniu meczów, głośno bym go wyśmiała. Niestety pomimo moich krzyków pierwszego seta Skra przegrała z Jastrzębskim Węglem. To zmusiło mnie do jeszcze głośniejszych okrzyków i po drugim secie, ale co prawda wygranym przez Skrę, miałam wrażenie, że zdarłam sobie całe gardło. Na trzeciego seta trochę się uspokoiłam i głównie siedziałam na swoim miejscu co chwila wymachując żółto-czarną flagą z logiem Skry. Pomimo to zakończył się zwycięstwem dla naszych. Ostatni set był zdecydowanie najostrzejszy bo zagrożeni zawodnicy Jastrzębskiego Węgla walczyli o każdą piłkę i wykorzystywali każdy najmniejszy błąd naszych siatkarzy, czy to w ustawieniu czy w bloku. Skupili się głównie na słabych punktach bełchatowskich zawodników. Zdecydowanie bohaterem tego seta był Mariusz Wlazły, który wielokrotnie potrafił zupełnie odwrócić przebieg meczu. Był taki nastawiony na zwycięstwo, że nic nie było w stanie wytrącić go z równowagi. Kiedy mecz się zakończył, a tablica wskazywała wynik: 25:22 radośnie wyskoczyłam z trybun i przeskoczyłam przez bandę, a następnie pognałam przez boisko i rzuciłam się na plecy Mariuszowi.
- Gratuluje! - wykrzyczałam mu prosto do ucha, na co trochę się skrzywił, ale podziękował mi i kilka razy okręcił wokół siebie.
Następnie podbiegłam do pozostałych siatkarzy i radośnie ich uściskałam. Kiedy podeszłam do Wronki, wziął mnie na ręce i złożył na moich ustach lekki pocałunek. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą najdłużej jak mogłam.
- Jeszcze jeden poproszę, za ten cudowny doping. - szepnęłam, a on chętnie spełnił moją prośbę, cały czas szeroko się uśmiechając.
Kiedy już odstawił mnie na ziemię, podeszłam do Matta, który stał centralnie obok nas i się do niego przytuliłam. Niestety nie odwzajemnił uścisku, lecz akurat w tym momencie sięgnął po wodę i się jej napił. Odsunęłam się i spojrzałam na niego lekko zawiedziona.
- Zmęczony jestem. - wyjaśnił, po czym zarzucił sobie na ramię biały ręcznik i skierował się w stronę szatni, a ja stałam tam na środku boiska, czując się jakbym właśnie oberwała od kogoś w twarz.


Wieczorem, kiedy dotarliśmy do hotelu, a nasi sportowcy zdążyli już troszkę odpocząć, do naszego pokoju wpadł Michał Kubiak, mówiąc, że za pięć minut widzi wszystkich przy barze w hotelu, bo chcą oblać dzisiejsze zwycięstwo.
- Nie, błagam... jestem wykończona. - westchnęłam, leniwie przewracając się na łóżku.
- Nie ma gadania! - Kubi chwycił mnie za ręce i momentalnie ściągnął ze mnie pościel - Ostatni raz piliśmy na tej imprezie w klubie, chyba nie chcesz przegapić kolejnego tańca Winiara? - spojrzał na mnie wzrokiem z serii typu: "no MI chyba nie odmówisz?"... No więc nie miałam wyjścia, występu Michała przegapić nie mogłam. Całą trójką wyszliśmy z pokoju, a Zuza zamknęła za nami drzwi i schowała klucz w kieszeniach spodni.
- Pokój numer 6, zapamiętaj gdzie schowałam kluczyk. - poprosiła mnie i poprawiła swoje okulary na nosie.
Kiedy zeszliśmy do baru, jak można się było spodziewać, wszyscy siatkarze już pozajmowali swoje miejsca. Przyszło nawet kilku siatkarzy z Jastrzębskiego Węgla, którzy mieszkali w tym samym hotelu co my.
- Dima! - Zuza rzuciła się na jakiegoś chłopaka z przeciwnej drużyny i zaczęli się serdecznie witać. - Tak dawno Cię nie widziałam! - powiedziała, a następnie przedstawiła mnie z obcym mi do tej pory siatkarzem.
- To Dima Filippov, jeden z najśmieszniejszych ludzi jakich poznałam w caaałym swoim życiu. - stwierdziła i jeszcze raz mocno się do niego przytuliła.
- Ej, bo zacznę się robić zazdrosny. - pogroził im palcem Piotrek, z typowym dla siebie spokojem - Dima odklej się proszę od mojej dziewczyny... dziękuje. - powiedział, po czym wrócił do swoich zajęć, a ja z uśmiechem przyglądałam się tej sytuacji.
Uwielbiam Piotrka, zawsze jest taki naturalny, a ten jego spokój dodaje równowagi całej drużynie. W końcu zespół potrzebuje nie tylko takich wojowników jak Kubi, ale i także osób spokojnych, które potrafiłyby wprowadzić harmonię i niepowtarzalną atmosferę do drużyny.
Przedstawiłam się Dimie i chciałam podać mu rękę, ale on od razu mnie przytulił, co automatycznie poprawiło mi nastrój.
- Nie ma śniega. - powiedział, wskazując na okno, wychodzące na zewnątrz.
- No nie ma, ale pewnie już za niedługo będzie. - pocieszała go Zuza, a ja spoglądałam na nich z rozbawianiem.
- Dima chce śniega. - oznajmił, a my obie głośno się roześmiałyśmy.
- Dima chce, Dima ma. - zapewniła go Zuza, klepiąc go po ramieniu, po czym podeszliśmy do stołu wokół którego wszyscy się zgromadzili.
- Do dna. - podszedł do mnie Andrzej z kieliszkiem w ręku, a ja przejęłam go od niego i wlałam w siebie całą jego zawartość. Od razu poczułam ciepło rozpływające się po całym moim ciele. Z uśmiechem oddałam Wronce kieliszek, a on odniósł go do baru, posyłając mi przy tym buziaka w powietrzu.
- Liczę, że dzisiaj też sobie pośpiewamy. - tym razem to Winiar pojawił się obok mnie i objął mnie swoim ramieniem.
- Z tobą? Zawsze! - roześmiałam się i wzięłam od Michała kieliszek, który trzymał w ręku - Tylko jeszcze muszę na to zapracować. - machnęłam mu nim przed twarzą, by dać do zrozumienia o co mi chodzi.
- Mi to nie potrzebne. - oznajmił i objął mnie w pasie, by zacząć ze mną tańczyć jakieś niestworzone tańce. Na początku trudno nam było się razem zgrać, ale po kilku minutach zaczęło nam iść całkiem nieźle, przynajmniej na tyle, że nie deptaliśmy się przy każdym kroku.
- Moim koronnym tańcem są pasodoble. - stwierdził, a jego niepowtarzalnie niebieskie oczy momentalnie rozbłysły - Ale jak widać w innych też sobie nieźle radzę.
Potwierdziłam to ze śmiechem, aczkolwiek wątpiłam czy to co wyprawialiśmy można było nazwać jakimkolwiek tańcem. Wygłupialiśmy się tak jeszcze przez kilka minut, Igła zaczął nas nagrywać a Mariusz bił nam głośno brawo, kiedy taniec przerwała nam głośna wrzawa śmiechu, dochodząca ze stolika siatkarzy.
- Co jest?! - zawołał Wlazły z zainteresowaniem.
- Dima właśnie stwierdził, że jego pasją w życiu jest łowienie ryb. - poinformował nas Zbyszek, który był już cały czerwony na twarzy, więc jak widać, nieźle mu szło dzisiejsze oblewanie.
- Dima nie ma ryba! - zawołał Igła, a pozostali zaczęli się głośno śmiać.
- Brutalnie nam przerwano, ale mimo wszystko bardzo dziękuje. - Winiar posłał mi jeden z tych swoich idealnych uśmiechów, a następnie nisko się ukłonił i oddalił się w kierunku Bartka Kurka, który o mało co nie spadł z krzesła, słysząc to, co mówił do niego Bartman.
Siedzieliśmy na dole przez cały wieczór, cały czas ze sobą, na przemian: rozmawiając, śmiejąc sie, śpiewając. Większość chłopaków nie przesadzała z alkoholem bo jutro czekał ich kolejny mecz, ale Ci którzy nie byli w pierwszym składzie pozwolili sobie na troszkę więcej. Matthew prawie cały wieczór spędził na uboczu, non stop robiąc coś na swoim telefonie. Nie zamierzałam do niego podchodzić, bo wiem, że prawdopodobnie nie życzył sobie dzisiaj mojego towarzystwa, więc po prostu cieszyłam się czasem, który mogłam spędzić z chłopakami, nowym poznanym Dimą i Andrzejem. Zresztą i tak niedługo potem Matt zmył się do swojego pokoju. Po północy i my postanowiliśmy wrócić na górę, bo jutro zaraz po śniadaniu, chłopaków czekał trening. Zuzy nie było wśród siatkarzy, musiała w takim razie już wcześniej wyjść. Nawet nie zauważyłam, kiedy zniknęła, widocznie poczuła się zmęczona. Wyszłam z jadalni ostatnia, bo jako jedyna kobieta w towarzystwie miałam odrobinę sumienia i posprzątałam syf, który narobiliśmy, żeby ułatwić dalsze sprzątanie barmance. Kiedy wychodziłam spojrzała na mnie z wdzięcznością i od razu zabrała się za porządki. Pewnie mało osób jej pomagało, niewiele ludzi martwi się takimi osobami jak kelnerki w restauracji czy sprzedawcy w sklepie, a powinni, bo wykonują naprawdę ciężką robotę.
Muszę przyznać, że kiedy wychodziłam po schodach, kilka razy się potknęłam, a numerki na drzwiach dziwnie migały mi przed oczami. Chyba jednak nie powinnam się kusić na te dwa kolejne drinki, oferowane przez Dimę. Kiedy już dotarłam na nasze piętro, rozejrzałam się po korytarzu i zaczęłam szukać swojego pokoju, na szczęście upragniony pokój nr 9 znajdował się nieopodal, więc nie musiałam pokonywać całego korytarza by go znaleźć. Weszłam do swojej sypialni i nawet nie włączając światła, żeby nie budzić Zuzy, która pewnie już spała, położyłam się na swoim wygodnym łóżku i zasnęłam.


Wiem, że mam pewnie opóźnienie i bardzo was za to przepraszam, ale w święta nie było kiedy pisać :/ Mam nadzieję, że przed nowym rokiem uda mi się coś jeszcze dodać :)
Napiszcie w komentarzach jak wam się podoba, bo mało tutaj jest tych wypowiedzi, a bardzo liczę na wasze opinie!
Pozdrawiam :* 

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 5

MATT

Cały ostatni wieczór spędziłem bardzo dobrze się bawiąc, jednak jedna myśl cały czas nie dawała mi spokoju. Dziwiło mnie to zbyt mocne zbliżenie Julki do Andrzeja, a może nawet nie tyle dziwiło, co złościło i irytowało. Nie miałem pojęcia dlaczego tak jest, ale kiedy zobaczyłem jak się całują o mało co nie podszedłem do nich i nie odepchnąłem Wrony od dziewczyny. Wiem, że to właściwie nie moja sprawa, bo mam swoje życie i cudowną dziewczynę, co nie zmienia faktu, że nigdy nie przepadałem za tym siatkarzem, a że Julię zdążyłem już bardzo polubić, więc trochę się o nią niepokoiłem.
Kiedy wracaliśmy do domu samochodem, w ogóle nie rozmawialiśmy. Mnie wtedy przepełniała zbyt wielka złość na Andrzeja, żeby się odezwać, a ona najzwyczajniej w świecie była zmęczona. Zasnęła już w połowie drogi do domu. Kiedy zaparkowałem pod kamienicą, nie miałem serca jej budzić, więc wziąłem ją na ręce i wraz z nią w ramionach dotarłem do mieszkania. Wszystkie czynności starałem się wykonywać jak najciszej, żeby tylko jej nie obudzić, a było to dość trudne z dziewczyną na rękach. Potem zaniosłem ją do pokoju i ściągając jej buty z nóg, ułożyłem ją wygodnie na łóżku, a następnie dokładnie przykryłem kołdrą. Jej twarz była taka niewinna kiedy spała, lekko się uśmiechała, co zirytowało mnie jeszcze bardziej, myśląc, że powodem tego uśmiechu może być Andrzej.
Nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić co bym mu zrobił gdyby tylko ją skrzywdził.
Siedziałem nieruchomo na jej łóżku kilka dobrych minut i wpatrywałem się w jej łagodną twarz. Pewnie robiłbym to całą noc gdyby nie mocne zmęczenie, które już od godziny dawało o sobie znać. Wyszedłem więc z pokoju, zamykając za sobą drzwi najciszej jak potrafię, a następnie rzuciłem się na swoje łóżko, nawet nie zmieniając ubrań.

Kiedy następnego dnia się obudziłem była już godzina 12. Słyszałem jak Julka krząta się w kuchni, więc postanowiłem od razu zwlec się z łóżka. Powitała mnie półprzytomnym, ale radosnym uśmiechem, wielką szklanką wody i ibupromem.
- Na ból głowy, najlepszy. - powiedziała głosem typowym do tych, które codziennie słyszymy w reklamach i skierowała się w stronę salonu, gdzie położyła się na kanapie, przyciskając dłoń do swojego czoła.
Poszedłem w jej ślady, zamknąłem oczy i usiadłem na olbrzymim fotelu, stojącym na przeciwko sofy. Przez kilka chwil żadne z nas się nie odezwało, jednak w końcu postanowiłem nawiązać jakąś rozmowę.
- Jak się wczoraj bawiłaś? - spytałem.
- Cudownie. - odparła rozmarzonym tonem, co doprowadziło do tego, że zacząłem się już w środku gotować.
- To przez Andrzeja tak "cudownie"? - starałem się, nie wypaść sarkastycznie, ale chyba wyczuła ironię w moim głosie, bo otworzyła oczy i na mnie spojrzała.
- W pewnej części tak. - stwierdziła niepewnie, dalej się mi przypatrując. - A ty?
- Słuchaj Julia... wiem, że nie powinienem się mieszać w nieswoje sprawy... - pociągnąłem dużego łyka wody, ze swojej szklanki - ...ale wiesz jaki jest Wronka. W zeszłym roku miał aż cztery dziewczyny i żadną na stałe. Nie chce, żeby potraktował Cię tak samo jak tamte.
- Nie martw się o mnie. - odparła, jednak tym razem jej ton głosu był nieco oschły.
- Właśnie, że się martwię. Co jak też Cię zostawi, jak tylko się mu znudzisz?
- Po pierwsze nie jesteśmy jeszcze nawet w związku, a po drugie dlaczego miałby to robić? Dlaczego miałabym mu się znudzić? Nie jestem wystarczająco dobra? - posłała w moją stronę oskarżycielskie spojrzenie.
- Dobrze wiesz, że nie to mam na myśli! - złapałem się za głowę, próbując sie opanować.
- Skończmy tą rozmowę, proszę. - odparła nieco słabszym głosem - Poza tym umówiłam się już z Andrzejem na dzisiejszy wieczór i nie zamierzam tego odwoływać.
- Rób co chcesz. - westchnąłem ciężko - Nie będę Cię potem pocieszał. - powiedziałem, chociaż miałem świadomość tego, że w pewnym stopniu kłamie. Nie potrafiłbym patrzeć na jej cierpienie, nic nie robiąc.
- Nikt Cię o to nie prosi! - gwałtownie zerwała się z kanapy i nawet na mnie nie patrząc wybiegła z salonu i weszła do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
Przez cały dzień praktycznie nie wychodziła ze swojej sypialni, nie licząc kilku wędrówek do toalety czy kuchni, podczas których nie odezwała się do mnie ani jednym słowem.
Pierwsze słowo zamieniła ze mną kiedy wieczorem wychodziła z mieszkania. Wyglądała prześlicznie. Dzisiaj ubrała obcisłe czarne spodnie, a do tego krótką, jasną bluzkę. Włosy, które ponownie zakręciła, swobodnie opadały jej na plecy.
- Wychodzę! - oznajmiła, stojąc w progu salonu. - Nie wiem kiedy wrócę, klucze mam. - zamachała nimi nad swoją głową, po czym obróciła się na pięcie i wyszła.
- Baw się dobrze. - powiedziałem, chociaż byłem pewny, że już tego nie usłyszy. Ponadto nie szczególnie chciałem, żeby dobrze bawiła się z Wroną, jak już powiedziałem, irytowała mnie ich bliska znajomość. Z westchnieniem powróciłem do czytanej książki, starając się o już więcej o tym nie myśleć.

JULIA

Kiedy wyszłam z kamienicy, Andrzej już na mnie czekał. Wyglądał niesamowicie przystojnie.
Czarną koszulę, włożył do swoich jeansowych spodni, a jego fryzura jak zwykle była nienaganna.
- Cześć! - uśmiechnął się na mój widok, a następnie obdarował mnie buziakiem w policzek, łaskocząc mnie przy tym swoim zarostem.
- Nie mogłam się doczekać. - przyznałam, co było prawdą, bo siedzenie samotnie w pokoju przez kilka godzin doprowadzało mnie do szału.
- Miałem taką nadzieję. - roześmiał się, chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Gdzie idziemy? - zapytałam, poprawiając sobie bluzkę.
- Po prostu pospacerować. - oznajmił - Jest jeszcze ciepło, nie ma nic lepszego niż ciepłe jesienne spacery. - stwierdził i skierował się w stronę parku, a ja razem z nim.
Spędziliśmy razem bardzo miło czas. Andrzej najpierw opowiadał mi o swojej karierze, w zasadzie opisywał mi całe swoje życie z siatkówką, mówiąc, że jeszcze nikomu nie opowiadał tego aż tak bardzo szczegółowo, ale mnie to bardzo zainteresowało, więc chętnie go słuchałam. Potem zapytał mnie o studia dziennikarskie. Opowiedziałam mu o nowych znajomych oraz o wrednych wykładowcach na roku i opisałam mu różne śmieszne zdarzenia jakie zdążyły się wydarzyć na uczelni od mojego przyjazdu tutaj.
- Czasami chciałbym tak normalnie studiować. - stwierdził - Chodzić co tydzień na imprezy, śmiać się z moich wykładowców... no wiesz, wszystko byłoby takie normalne.
- Ale za to nie miałbyś szansy zwiedzić tylu miejsc, poznać tak wspaniałych siatkarzy i co najważniejsze, nie spełniałbyś się w tym co robisz. W końcu siatkówka to twoja pasja, nic nie jej w stanie jej zastąpić.
- Masz rację. - powoli pokiwał głową. - W zasadzie to wiele osób mówiło mi, że nie mam szans na przebicie się do polskiej kadry. Twierdzili, że za późno zacząłem, że inni są lepsi ode mnie i takie różne sprawy, ale nigdy nie pozwoliłem sobie w to uwierzyć.
- I bardzo dobrze. - powiedziałam, mocniej ściskając jego dłoń - Ludzie mówią, że się nie da kiedy sami czegoś nie potrafią. Nie mogą przekonać Cię o tym, że czegoś ci się nie uda zrobić. Wszystko jest możliwe, tylko musisz bardzo, bardzo głęboko w to uwierzyć.
- Ale z Ciebie mądrala. - zaśmiał się, czochrając mi przy tym włosy.
Odpowiedziałam mu tym samym, proponując żebyśmy usiedli na pobliskiej ławce.
- Jak Ci się mieszka z Mattem? - zapytał, kiedy już wygodnie się rozsiedliśmy.
- Dobrze. - odparłam krótko, wtulając swoją głowę w jego ramię - Tylko, że pokłóciliśmy się dzisiaj i źle się z tym czuje. - wyznałam - Już przywykłam do jego towarzystwa i do tego, że prawie cały czas kiedy jesteśmy w domu ze sobą rozmawiamy.
- Co się stało? - objął mnie ramieniem, co sprawiło, że automatycznie się lepiej poczułam.
- Ech... właściwie to taka głupota. - skłamałam, nie bardzo wiedząc, jak mogę wytłumaczyć to Andrzejowi.
- W każdym razie jakbyś chciała się wygadać to jestem. - bardzo spodobało mi się to, że nie naciskał na mnie za bardzo. Kiedy nie chciałam mówić nic więcej, po prostu to uszanował.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, głównie o chłopakach z klubu i o Winiarze, który dał nam wczoraj niezły występ. Z tego co mówił Wronka, Michał nie czuł się dziś najlepiej i od rana nie wyszedł z łóżka. Podobno jest u niego Igła, Dzik i Szampon, żeby dotrzymać mu towarzystwa.
- Szampon... skąd to się właściwie wzięło? - zastanowiłam się.
- Nikt tego nie wie oprócz Mariusza i kilku starszych chłopaków. Nie chcą nam powiedzieć. - przyznał - Ale podobno czasami jego syn go nawet tak nazywa. - zaśmiał się lekko, a jego klatka piersiowa, na której leżałam zaczęła się lekko trząść.
Po pewnym czasie postanowiliśmy wracać do domu, gdyż zaczynało się robić zimno.
Jednak wracaliśmy nie śpiesząc się ani trochę, tylko powoli przemierzając odległość dzielącą nas do kamienicy. Kiedy już dotarliśmy na miejsce, stanęliśmy naprzeciw siebie, a Andrzej odgarnął mi włosy, opadające na buzię.
- Do zobaczenia jutro, mam nadzieję? - spytał po cichu, a ja tylko pokiwałam głową.
Wrona delikatnie ujął moją twarz w swoje chłodne dłonie i powoli zbliżył swoje usta do moich. Znowu się pocałowaliśmy, tym razem z większą namiętnością. Jego ręce zjechały po moich ramionach w dół i zatrzymały się na talii, gwałtownie mnie do siebie przyciągając. Kiedy po raz kolejny brakło nam tchu, oderwaliśmy się od siebie, a on oparł swoje czoło o moje.
- Świetnie dzisiaj spędziłem z Tobą czas. - wyszeptał w moje usta, a ja pokiwałam głową, próbując przekazać mu to samo.
Potem ostatni raz się pocałowaliśmy, a ja zdjęłam jego ręce z mojej talii i ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych, machając mu na pożegnanie.
Andrzej szeroko się uśmiechnął, odmachał mi, a następnie schował swoje dłonie do kieszeni spodni. Nie ruszył się, aż do momentu w którym zamknęłam drzwi i zniknęłam mu z pola widzenia.


MATT

Widziałem zza okna całą rozgrywającą się pomiędzy nimi scenę i nie mogę powiedzieć, że ani trochę to na mnie nie wpłynęło. Byłem wściekły, sam nie wiem dlaczego i o co.
Sposób w jaki ją obejmował i to jak długo się całowali było wręcz nie do zniesienia.
Musiałem jednak udawać, że nic nie widziałem i że nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia, więc kiedy Julka wróciła do domu, oczywiście cała w skowronkach, siedziałem spokojnie na fotelu, czytając książkę. Dokładnie tak jak zastała mnie kiedy wychodziła z mieszkania. Kiedy weszła do salonu podniosłem na chwilę wzrok, po to by po chwili powrócić do lektury. Wiem, że powinienem się odezwać, ale przez złość jaka we mnie siedziała, nie byłem w stanie wypowiedzieć nawet słowa,
- Nie zapytasz jak było? - spytała mnie dziewczyna, ściągając buty.
- Zakładam, że cudownie. - stwierdziłem nie podnosząc wzroku znad książki.
- Na prawdę nie wiem o co Ci chodzi. - prychnęła Julka, opierając się o framugę drzwi do salonu. - Nie potrafisz się cieszyć, że sobie kogoś znalazłam? Myślałam, że między innymi na tym polega przyjaźń... - zawiesiła głos, czekając aż coś powiem.
Jednak ja nic nie powiedziałem. Miałem powiedzieć, że sie nie cieszę? Że nie sprawia mi frajdy oglądanie jej z innym facetem? To byłoby co najmniej dziwne, zważając na to, że mam dziewczynę, którą bardzo kocham. Milczałem więc, a ona tylko wzruszyła ramionami i wycofała się do swojego pokoju, trzaskając głośno drzwiami. Już drugi raz w ciągu tego dnia.


Tadam, oto piąteczka! Napisałam ją szybko, bo coś miałam wenę w ten weekend. Mam nadzieję, że się podoba, piszcie w komentarzach co myślicie o zaistniałej sytuacji :)

*
http://katalog-opowiadan.blogspot.com/

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 4


Tydzień po naszej rozmowie, stwierdziłam, że nie ma sensu robić u nas parapetówki, ponieważ jest zbyt mało miejsca jak na kilkunastu olbrzymów. Stwierdziłam więc, że zabiorę chłopaków do najlepszego klubu w mieście, który pokazała mi Diana w pierwszym tygodniu mojego przyjazdu tutaj. Kiedy tylko im o tym powiedziałam, stwierdzili, że to dobry pomysł i już nie mogą się doczekać. W sobotę rano, korzystając z tego, że Matt był na treningu postanowiłam solidnie wysprzątać całe mieszkanie. Nie zdarzyło mi się to od przyjazdu tutaj, bo dotychczas sprzątałam tylko z grubsza i utrzymywaliśmy z Mattem względny porządek Kiedy już się z tym uwinęłam mieszkanie lśniło ze wszystkich stron, a kiedy mój współlokator wrócił do domu, ledwo poznał swój odnowiony salon.
Żeby jeszcze bardziej wynagrodzić mu sobotnią mękę na treningu, gdyż normalnie weekendy mają wolne, przyszykowałam mu pyszne, małe kanapki, z najróżniejszymi dodatkami. Kiedy wyszedł z pod prysznica i zmęczony usiadł przy stole w kuchni, podstawiłam mu talerz pod nos, a na jego twarz wpełzł lekki uśmiech.
- W trosce o twoją sportową karierę, zdrowe kanapki! - oznajmiłam, a widząc jego zmęczony wyraz twarzy, który próbował zamaskować uśmiechem od razu wzięłam się do zaparzania kawy.
- Jesteś najlepsza. - mruknął, kiedy położyłam na stole kubek z parującą kawą.
Uśmiechnęłam się pod nosem nic nie mówiąc i zabrałam się za jedzenie swojej porcji, troszkę mniej "na zdrowo".
- Na którą mamy tam być? - zapytał Matt, pociągając łyka ze swojego białego kubka.
- Na 21, mamy jeszcze trochę czasu. - spojrzałam na zegarek, wiszący nad piecem - Jeżeli wszyscy są tak wypoczęci jak ty, to się wybawimy za wszelkie czasy. - stwierdziłam ze śmiechem, lekko szturchając go łokciem, aby się obudził.
- Dlatego teraz pójdę się na chwilę przespać, aby nie zepsuć wam zabawy. - oznajmił i wstał od stołu, a następnie włożył naczynia do zmywarki. - Dziękuje. - podszedł do mnie i obdarował mnie buziakiem w policzek, a ja zadowolona jak nigdy dokończyłam swój posiłek.

Przed godziną 2o zaczęłam się szykować na dzisiejszy wieczór. Postanowiłam założyć krótką, czarną sukienkę na ramiączkach i do tego wysokie czarne szpilki, które podkreślały moje zgrabne nogi. Do tego nałożyłam na oczy ciemne cienie, wytuszowałam rzęsy, a usta pociągnęłam jasną, prawie niewidoczną szminką. Włosy postanowiłam dzisiaj wyjątkowo zakręcić i pozwalać moim brązowym falom swobodnie opadać na plecy. Oczywiście jak zwykle byłam trochę spóźniona, więc kiedy zadowolona ze swojego efektu końcowego wyszłam z pokoju, Matt czekał już na mnie w salonie.
- Możemy już iść! - poinformowałam go radośnie.
Kiedy mnie zobaczył, przez chwilę nic nie mówił, tylko na mnie spoglądał. Na początku próbował coś powiedzieć, lecz tylko rozchylił lekko usta, po czym od  razu je zamknął. Spojrzałam na niego pytająco, a on po prostu kiwnął głową i narzucił na siebie jeansową kurtkę, oznajmiając mi, że jest gotowy do wyjścia. Chwyciłam torebkę do ręki i skierowałam się w stronę wyjścia, kiedy Matt zatrzymał mnie, kładąc mi rękę na ramieniu. Czując ciepło rozpływające się po całym ciele, powoli się odwróciłam i  jeszcze raz na niego spojrzałam. Muszę przyznać, że wyglądał obłędnie. Założył na siebie czarne spodnie oraz niebieską koszulę, której górne guziki były niedbale rozpięte, ukazując kawałek jego ciała. Błękit tej koszuli idealnie współgrał z jego niebieskimi oczami, które teraz się we mnie wpatrywały.
- Nie będzie Ci zimno? - zapytał życzliwie.
- Tak, w sumie to masz rację. - przyznałam z westchnieniem, sama nie wiedząc czego oczekiwałam, w chwili gdy zatrzymał mnie w korytarzu. Wymownie spojrzałam na jego dłoń, cały czas spoczywającą na moim nagim ramieniu, a on szybko ją ściągnął i odwrócił wzrok na przeciwległą część mieszkania. Wróciłam do swojego pokoju po kremowy sweter i narzuciłam go na ramiona, a następnie razem wyszliśmy z mieszkania.
Kiedy pojawiliśmy się przed klubem już praktycznie wszyscy tam byli. Chłopcy skomentowali nasze przyjście jednym głośnym gwizdem i jeżeli to co potem powiedział Wlazły: "to nie na twój widok Matt" było prawdą, to miałam powód do zadowolenia. Oczywiście zaraz potem przyćmił go fakt, że pojawiła się także Diana, która jak na moje oko wyglądała sto razy lepiej ode mnie i niestety nic nie mogłam na to poradzić. Miała na sobie obcisłą, czerwoną sukienkę, a jej blond włosy opadały na nagie plecy. Usta podkreśliła czerwoną szminką natomiast na nogi włożyła ciemne szpilki.
Taktownie oddaliłam się do Matta i przywitałam się z Piotrkiem i Zuzą, która się do niego przytulała, ona też wyglądała ślicznie. Kremowa sukienka podkreślała jej filigranową figurę, a swoje długie, brązowe włosy spięła w wysokiego koka.
- Wszyscy pożerają Cię wzrokiem maleńka. - szepnęła mi do ucha, kiedy się witałyśmy, a ja lekko się zarumieniłam i nie wiedząc co odpowiedzieć, po prostu jej podziękowałam. - No może oprócz Piotrka. - dodała, tym razem głośniej, co skomentowałam głośnym śmiechem.
Po kilku minutach, kiedy już wszyscy przyszli weszliśmy do klubu. Od razu zalała nas fala głośnej muzyki i mnóstwa ludzi, już trochę wstawionych.
Zuza nie czekając ani chwili, od razu porwała mnie do tańca, posyłając przy tym przepraszające spojrzenia, w stronę rozczarowanego Piotrka.
- Zatańczę z nim potem. - powiedziała, poprawiając swoją sukienkę - Kiedy już chłopcy się tobą zajmą, a coś mi się wydaję, że nie będziemy musiały na to długo czekać - wskazała grupkę siatkarzy, którzy uważnie nas obserwowali.
- Może to na Ciebie. - stwierdziłam, nie biorąc do siebie jej komplementów.
- Oni nie biorą się za zajęte. - mrugnęła w moją stronę, a ja postanowiłam już nic nie mówić, tylko razem z nią zaczęłam wygłupiać się na parkiecie.
Kiedy już się zmęczyłyśmy poszłyśmy do chłopaków, którzy wołali nas od dobrych kilku minut.
- Już mieliśmy zacząć pić bez was. - Kurek pogroził nam palcem, a następnie podał do rąk dwa kieliszki i wszyscy na raz wlaliśmy całą zawartość kieliszków do buzi. Czułam jak bezbarwna ciecz wlewa mi się do żołądka, powodując olbrzymie ciepło w ustach i gardle.
Wesoły Dziku, który wyglądał jakby już był po kilku mocnych chodził wokół nas i nalewał nam drugą kolejkę do kieliszków. Tak staliśmy sobie w naszym towarzystwie pijąc kolejne drinki, rozmawiając, śmiejąc się, czując, że robi się nam coraz bardziej wesoło, a wszystkie problemy unoszą się nad nami w niewidzialnej bańce, która ma zamiar pęknąć dopiero jutro rano. Jednak na razie wszyscy trzymali się na nogach i wszystko ogarniali, co dobrze rokowało na dalszą część wieczoru.
- Dobra koniec! - zawołał Zbyszek, wywołując przy tym jęk zawodu - Następna kolejka za jakiś czas, nie wiem jak wy, ale ja chce pamiętać tą imprezę. - oznajmił i postawił swój kieliszek na stole, dając znak by inni też to zrobili.
Wszyscy go posłuchali, a Zuza z Piotrkiem oddalili się gdzieś dalej, żeby mieć trochę prywatności.
- Mogę prosić do tańca? - przed moimi oczami ukazał się Facudno i klęknął na prawe kolano.
- Wystarczyło podać rękę. - rozbawiona podniosłam go z ziemi.
- Wtedy nie byłoby to tak efektowne. - stwierdził, a gdy podałam mu dłoń, objął mnie w pasie i zaczęliśmy tańczyć do lecącej w tle piosenki.
Muszę przyznać, że Facu miał świetne poczucie rytmu i naprawdę fajnie się z nim tańczyło. Dodatkowo cały czas mówił mi do ucha jakieś śmieszne żarty, albo fakty dotyczące chłopaków, więc uśmiałam się jak nigdy. Zaczynałam łapać, dlaczego chłopaki nazywali go swoją duszą towarzystwa. Właśnie zaczynała się jakaś wolna piosenka, kiedy poczułam , że jego palce odrywają się od mojej talii.
- Odbijany. - powiedział Wronka i tym razem to on trzymał mnie w swoich ramionach. Lekko się do niego uśmiechnęłam, troszkę zawiedziona tym, że przerwał mi tak fantastyczną zabawę z Conte. Jednak Wronę też zdążyłam już bardzo polubić, więc ani trochę nie przeszkadzało mi jego towarzystwo. Andrzej przysunął się do mnie jeszcze bliżej, a moja głowa była na poziomie jego klatki piersiowej, więc czułam jego brodę, która lekko opierała się na mojej głowie. Kątem oka zauważyłam też Matta z Dianą, którzy przytuleni do siebie, powoli kręcili się w kółko. Matt szeptał jej coś do ucha, a zachwycona dziewczyna co chwila wybuchała śmiechem. W jednej chwili poczułam lekkie ukłucie zazdrości. Właściwie nie wiem skąd wzięło się to u mnie, bo nie miałam być o co zazdrosna. Tworzyli razem świetny związek i wiem, że nigdy nie miałam na co liczyć jeżeli chodzi o tego przystojnego Amerykanina.
Zrezygnowana westchnęłam, podświadomie jeszcze ciaśniej obejmując Andrzeja.
- Co jest? - zapytał, pochylając się nade mną.
Wzruszyłam ramionami, cały czas patrząc na Matta, który właśnie w tym momencie zaczął całować się z Dianą. Zamknęłam oczy, udając, że nic nie widziałam i położyłam głowę na piersi Wronki.
- Wszystko ok? - powtórzył pytanie, a ja uniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy, po raz drugi wzruszając ramionami.
- Widzę, że coś się dzieje. - powiedział i zaczesał mi włosy za ucho, lekko gładząc kciukiem moją brodę.
Nie wiem dlaczego to zrobiłam.  Być może alkohol za bardzo uderzył mi do głowy, albo po prostu już totalnie mi odbiło. Na pewno nie myślałam wtedy o konsekwencjach. W jednej chwili przycisnęłam swoje usta do ust Andrzeja, a on odwzajemnił pocałunek. Na początku był on delikatny, jednak potem przerodził się w bardziej gwałtowny. Lekko rozchylił usta, więc ja postanowiłam zrobić to samo. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, aż w pewnej chwili zabrakło mi już tchu i lekko się od niego odsunęłam.
Andrzej popatrzył na mnie z uśmiechem, ale widać było malujące się na jego twarzy zaskoczenie, że to zrobiłam. Nic nie mówiąc, oparłam głowę na jego piersi i kołysaliśmy się w rytm wolnej muzyki. Mimo woli popatrzyłam jeszcze raz w stronę zakochanej pary, ze zdziwieniem stwierdzając, że Matt się nam przypatruje. Jego czoło było zmarszczone, a usta mocno zaciśnięte. Kiedy spostrzegł, że to zauważyłam, szybko odwrócił wzrok, ponownie skupiając się na Dianie.
- Masz ochotę na coś do picia? - Andrzej delikatnie uniósł mój podbródek, a kiedy pokiwałam głową, chwycił mnie za rękę i podeszliśmy do baru gdzie siedział Wlazły z Możdżonem, samotnie pijąc kolorowe drinki.
Kiedy nas zauważyli, znacząco spojrzeli po sobie, a Wlazły lekko chrząknął w naszą stronę.
- Słowo daje Mario, totalnie nie umiesz zachować taktu. - Marcin trzepnął go w ramię, na co oboje wybuchnęli śmiechem.
- Nie no, żeby nie było, to ja nic nie widziałem. Ta migdaląca się para to tylko Kłosu i Ola.
- stwierdził Mariusz siląc się na poważny ton głosu.
- Co ja?! - zapytał Karol, który właśnie pojawił się na horyzoncie niosąc w rękach dwa drinki.
Ze śmiechem pokręciłam głową i powiedziałam, że może spokojnie może wracać do swojej dziewczyny. Już lekko wstawiony, zaczął odgrażać się, że jak Wrona go obgadywał to ich przyjaźń się definitywnie zakończy.
Kiedy tylko Kłos zniknął w tłumie, obok nas pojawił się Winiar z Igłą, który wyjątkowo nie zabrał ze sobą kamery, twierdząc, że nie chce aby kibice podziwiali go "nie w stanie".
- Mam dla was wspaniałą wiadomość!- wrzasnął Winiar, próbując przekrzyczeć, grupkę obcokrajowców, którzy śpiewali jakąś piosenkę, w nieznanym nikomu języku. - Na moją prośbę, właściciel klubu zorganizuje karakoe. Znów sobie pośpiewamy! - podskoczył uradowany. Widać było, że wypił już dzisiaj sporo, bo mimo jego miłości do śpiewania, nigdy nie odważył się śpiewać, przed większą publicznością niż jego koledzy i kamera Igły, a tymczasem zachciało mu się śpiewania przed całym klubem.
Jeszcze bardziej rozbawiona, bo przy tych chłopakach, nie potrafiłam mieć innego humoru, zaczęłam komplementować jego pomysł.
- Julka, to może zaśpiewasz razem z Winiarem? - Igła podsunął pewien pomysł, gdy Michał to usłyszał, zaczął mnie błagać żebym wystąpiła razem z nim, a ja się zgodziłam. Nie wiem co mnie napadło, by już po raz drugi tego wieczoru zrobić jakąś głupią rzecz, ale wtedy nie myślałam nad tym długo. No po prostu nie potrafiłam się oprzeć tym cudownym oczom Winiara. Bo kto by potrafił?
Po kilkunastu minutach, co wiąże się z tym że i po kilku kolejnych kieliszkach, kiedy właściciel ogłosił, że rozpoczyna się karaoke, Michał od razu chwycił mnie za rękę i popędził do mikrofonu, który został rozstawiony na środku parkietu.
- My pierwsi! - zawołał, o mało co nie przewracając się przed tymi wszystkimi ludźmi.
Właściciel polecił mu wybranie piosenki, na co Winiar odpowiedział, że zaśpiewa wszystko i kazał wybrać piosenkę jakiemuś obcemu facetowi.
Z głośników rozbrzmiała głośna muzyka disco-polo, a ja załamana schowałam głowę w dłoniach, jednak kiedy Misiek zaczął śpiewać, alkohol zrobił swoje i niewiele myśląc dołączyłam się do niego, starając się śpiewać jeszcze głośniej.
- Majteczki w kropeczki łohohoho!
- Niebieskie wstążeczki łohohoho!
- Bielutki staniczek łohohoho!
- Maleńki guziczek hołohoho!
Śpiewaliśmy na zmianę, cały czas się z siebie śmiejąc i tańcząc razem na środku parkietu. Nie przejmowaliśmy się tym, że pewnie już połowa ludzi wyciągnęła swe telefony i zaczęła nas nagrywać. W zasadzie to nie myśleliśmy o niczym innym tylko o naszej piosence. Kiedy już skończyliśmy zostaliśmy nagrodzeni wielkimi brawami i głośnym śmiechem wszystkich zebranych. Ku mojemu zdziwieniu nikt nie miał włączonego aparatu, pewnie wszyscy już byli w takim stanie, że nasze zachowanie wydawało się im całkowicie normalne. Dumni z siebie wróciliśmy do naszych kolegów, a Zuza cała czerwona ze śmiechu zaczęła mi uroczyście gratulować.
Po kilku kolejnych występach tym razem całkowicie nieznanych nam ludzi, stwierdziliśmy, że już czas zbierać się do domu. My z Zuzą skoczyłyśmy jeszcze po drodze do łazienki, więc ostatecznie wyszłyśmy z klubu ostatnie. Widok jaki wtedy nam się ukazał na pewno zapamiętam już do końca życia. Zobaczyłyśmy Winiara tańczącego przed Igłą, wymachującego biodrami na prawo i lewo i śpiewającego:
- Eeej skarbie, wyglądasz dziś super, SUPER! Kocham patrzeć na twą pupę! O TAK! Nie gap się na mnie z wyrzutem, ja tylko kocham patrzeć na twą pupę!
Dostałam nagłego ataku śmiechu i zaczęłam chichotać jak opętana. Przy czym z tego wszystkiego usiadałam na chodniku i przez kilka dobrych minut siedziałam na zimnym betonie, praktycznie płacząc ze śmiechu. W końcu podszedł do mnie rozbawiony Matt i wyciągnął dłoń w moim kierunku, jednak Andrzej go uprzedził i chwytając mnie za ramiona, sam podniósł mnie z ziemi. Matt nic nie powiedział, tylko rzucił mu spojrzenie znad zmarszczonych brwi i schował dłonie w kieszeniach spodni.
Potem wszyscy zaczęli się żegnać. Mocno uściskałam Zuzę, Dianę i wszystkich siatkarzy po kolei. Kiedy przyszła kolej na Wronę, delikatnie pocałował mnie w usta, a ja znowu zaczęłam chichotać, tym razem już bez wyraźnego powodu. Następnie wsiadłam do czarnego BMW Matta i z tego co pamiętam to zasnęłam w drodze do domu. 




Mam nadzieję, że się podoba :) Następny rozdział będzie z perspektywy Matta +
Mam do was małą próśbę, jak czytacie to komentujcie. To karmi moją wenę.
Pozdrawiam :*

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 3

Dzisiaj miał odbyć się pierwszy mecz Skry Bełchatów w sezonie, na ostatnim treningu chłopcy byli bardzo zdenerwowani, ale wiedziałam też, że są świetnie przygotowani i na pewno nie będzie żadnych niespodzianek. Dzisiejszy mecz mieli grać z Resovią Rzeszów, która była jednym z najlepszych klubów w Polsce. Ja zaczęłam już studia dziennikarskie, więc nie miałam wystarczająco dużo czasu, aby być na każdym treningu siatkarzy, ale obiecałam im, że na tym ważnym meczu na pewno się pojawię.
Zaraz po wyjściu z uczelni zamówiłam taksówkę, gdyż nie miałam wystarczająco dużo czasu aby dojechać na miejsce autobusem. Na pewno by się spóźnił, a poza tym nie dysponowałam drobnymi na bilet. Taksówka przyjechała z kilkominutowym opóźnieniem, więc poprosiłam kierowcę, żeby jechał najszybciej jak się da. Na moje nieszczęście był to ten sam taksówkarz, który powiózł mnie pod kamienicę w moim pierwszym dniu w Bełchatowie. Mimo wszystko miałam wrażenie, że dzisiaj ma lepszy humor, może doszedł do wniosku, że będziemy się często spotykać i nie warto robić sobie żadnych wrogów a tak małym mieście. Po około 20 minutach, znajdowałam się już w budynku i biegłam na halę, aby dołączyć do Zuzy w dopingowaniu chłopaków. Oczywiście najpierw mnie mogłam jej nigdzie znaleźć, ale kiedy zauważyłam olbrzymi plakat: "Kocham Nowakowskiego" nie miałam najmniejszych wątpliwości, że musi on należeć do niej. Szybko przemieściłam się do tego punktu i przywitałyśmy się szybkim buziakiem w policzek.
Okazało się, że jestem idealnie na czas ponieważ właśnie w tym momencie zagrywał pierwszy siatkarz z przeciwnej drużyny, Paul Lotman. Kolejny Amerykanin, kolega Matta z kadry Stanów Zjednoczonych. Dość sporo opowiadał mi o swojej drużynie. Kiedy mieliśmy wolny czas wtajemniczał mnie w niektóre rzeczy na temat siatkówki.
Mecz odbył się na bardzo wysokim poziomie. Obie drużyny grały najlepiej jak tylko umiały. Zdobywały naprzemian punkty, aż w końcu doprowadziły do tego, że trzeba było rozegrać ostatniego seta, tie-break'a. Przy piłce był teraz Piotrek, który właśnie zagrywał. Podrzucił wysoko piłkę i z wyskoku mocno w nią uderzył. Niestety wpadła w siatkę. Kibicie Resovii głośno zabuczeli.
- Ej! Nie buczeć na mojego Piotrusia! - wrzasnęła Zuza - Imbecyle jedne! Sami tam wejdźcie i zagrajcie lepiej! - krzyczała tak głośno, że w pewnym momencie musiałam zatkać uszy, żeby nie pękły mi bębenki.
- Spokojnie, zaraz to odrobimy. - pocieszyłam ją, z niepokojem patrząc na tablicę z wynikiem, która wskazywała 12 do 8 dla Rzeszowa.
Kolejne akcje rozegrały się tak szybko, że nawet nie wiem kiedy to się stało, a prowadziliśmy 14 do 13. Wszyscy kibice Skry zaczęli głośno wołać: Ostatni!
A ja tylko mocno zacisnęłam pięści, mając nadzieję, że ten wyczerpujący mecz szybko się skończy, bo widać było, że chłopcy są już porządnie zmęczeni.
Teraz przy piłce był Michał Kubiak, który oddał bardzo mocną zagrywkę. Przeciwna drużyna ledwo to odebrała, jednak udało im się przebić na drugą połowę boiska.
Po naszej stronie odebrał Ignaczak, następnie podał piłkę do Drzyzgi, który rozegrał ją do Matta, a ten zakończył akcję pięknym atakiem po podwójnym bloku naszych przeciwników.
Wszyscy kibice Skry z jednej chwili poderwali się z miejsc i zaczęli głośno wiwatować. Ja z Zuzą wysoko skakałyśmy, wymachując rękami. W ciągu dwóch tygodni nauczyła mnie cieszyć się siatkówką jak mało kto. Zaledwie po tak krótkim czasie wszczepiła we mnie bzika na punkcie tej gry i teraz płynęła we mnie gorąca krew prawdziwego kibica.
Po chwili przybiegł po nas Piotrek i powiedział, że możemy wejść na boisko, bo mecz już się skończył (jakbyśmy nie zauważyły). Razem z Zuzą przeskoczyłyśmy przez barierki i zaczęłyśmy gratulować chłopakom, a Matt wziął mnie w swoje ramiona, podniósł z ziemi i okręcił wokół siebie.
- Wygraliśmy! - krzyknął, a jego niebieskie oczy lśniły z podekscytowania.
- Wiem! - zaśmiałam się, prosząc go o to aby mnie puścił, bo zauważyłam, że już kilka osób zdążyło nam zrobić zdjęcie. Nie chciałabym potem wylądować na ciachach.net jako domniemana, nowa dziewczyna amerykańskiego przyjmującego.
Kiedy zgodnie z prośbą postawił mnie na ziemi, zaczęło mi się kręcić w głowie i musiałam się na nim podeprzeć, żeby się nie przewrócić.
- A gdzie Diana? - zapytałam dziwiąc się, że nie ma tutaj jego dziewczyny.
- Miała jakieś sprawy do załatwienia. - wzruszył ramionami, ale widziałam po jego minie, że było mu z tego powodu przykro. - Jutro mi to jakoś wynagrodzi. - jego twarz od razu się rozpogodziła i pomachał do Lotmana, który właśnie zmierzał w naszą stronę.
Mruknęłam coś, że niewątpliwie to zrobi, po czym przedstawiłam się Paulowi, który serdecznie pogratulował swojemu przyjacielowi wygranej.
- Nowa współlokatorka Matta? - zapytał się, ale nawet nie musiałam mu odpowiadać, gdyż dobrze znał odpowiedź na to pytanie. - Słyszałem o tej historii, ale heca. - uśmiechnął się ciepło w moją stronę, ukazując przy okazji swoje idealnie białe zęby.
- Wpadniesz do nas dzisiaj? - zapytał mój współlokator Paula, który wycierał sobie kark ręcznikiem.
Amerykanin się zgodził i obiecał być u nas koło 21, a następnie udał się do swojej szatni by pozbyć się mokrego stroju i zamienić je na czyste ubrania.
- Właśnie... Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, że zaprosiłem dzisiaj do nas kilku chłopaków, już dawno mieliśmy umówić się na piwo. - Matt spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Jasne, nie ma problemu, twoje mieszkanie, rób co chcesz. - uśmiechnęłam się w jego stronę, kątem oka spoglądając na Zuzę, która całując się z Pitem zapomniała o całym świecie.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a potem chłopcy ruszyli do swojej szatni, gdzie niestety po raz kolejny nie zostałam zaproszona. Roześmiałam się do siebie w duchu, kiedy tylko te słowa pojawiły się w mojej głowie.
Czekałyśmy na nich chyba z dobre 20 minut, kiedy nagle zaczęli jeden za drugim wysypywać się z pomieszczenia. Igła jak zwykle trzymał w ręku kamerę i zadawał pomeczowe pytania swoim kolegom.
- Marcin, kolejne pytanie, zmoczyłeś tę piłkę?
- Krzysztofie... to bardzo stara sztuczka, ale nie będę udzielał odpowiedzi na to pytanie. - Możdżon leniwie podrapał się po głowie.
- Czyli była zmoczona? - dopytywał się Igła
- Krzysztofie... sędzia sam ocenił stan zmoczenia piłki i dopuścił ją do gry. - olbrzym tego zespołu jak zwykle zachowywał stoicki spokój.
- Marcinie, wróć! Jak osuszyłeś piłkę? Gdyż wiem, że była zmoczona.
- Tajemnica zawodowa. - odpowiada Marcin, a zza jego bujnej brody widać dwa kąciki ust, które wędrują w górę.
- Dobrze Marcinie, dziękujemy Ci za tak równie szczerą jak ostatnio wypowiedź.
- Mam nadzieję, że byłem pomocny. - mówi Możdżonek, nie przestając się uśmiechać.
- A ty Kubi, co nam powiesz? - Krzysiek odwraca się w stronę kolejnego zawodnika, który idzie po jego prawej stronie. - Jak ustosunkujesz się do wypowiedzi naszych kolegów z Rzeszowa, że prowadziłeś nieczystą grę pod siatką?
- No jak co im powiem? Mogli się popłakać i poskarżyć mamie! - odpowiada Michał, jak zwykle niewzruszony, trzymając obie dłonie w kieszeni spodni. Na jego odpowiedź siatkatrze zgodnie wybuchają śmiechem.
- Dziękuje wam chłopcy za te owocne wypowiedzi. - śmieje się Igła i wyłącza kamerę, a następnie chowa ją do torby.



Kiedy dojechaliśmy do domu była godzina 20. Zdążyliśmy tylko po kolei wziąć prysznic, a następnie wypić gorącą kawę z ekspresu, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Matt poszedł otworzyć i wrócił do salonu z paroma osobami więcej.
Razem z nim do salonu wszedł jeszcze Paul, Facundo Conte, Bartek Kurek, Zbyszek Bartman, Kłos i Wrona.
- Wow, nie spodziewałam się, że urodzisz pod drzwiami aż taką gromadkę. - powiedziałam, co siatkarze skomentowali śmiechem.
- No daj spokój Julka, nie cieszysz się, że nas widzisz? - zdziwił się Facu, który zajął miejsce koło mnie, a po drugiej stronie dosiadł się Wronka i objął mnie ramieniem.
- Właśnie, jestem pewien, że już się za nami stęskniłaś!
Prychnęłam lekko pod nosem, ale nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Reszta wygodnie rozsiadła się na kanapie i zaczęli rozmawiać na temat dzisiejszego meczu. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby komuś sprawiało to tyle frajdy.
Przysłuchiwałam się tej rozmowie nic nie mówiąc, gdyż wydawało mi się, że moje komentarze co do ich gry będą nic nie warte.
W pewnym momencie usłyszałam, że drzwi do mieszkania otworzyły się i już po chwili w salonie stała Diana, dziewczyna Matta. Przywitała się ze wszystkimi po czym podbiegła do niego i usiadła mu na kolanach, a następnie mocno pocałowała go w usta.
- Przepraszam, że mnie dziś nie było. - uśmiechnęła się do niego przepraszająco, lekko gładząc jego policzek swoją dłonią.
- Nic się nie stało. - odparł Matt, widocznie zadowolony z tego, że jest z nim teraz i domagał się kolejnego pocałunku.
Szybko odwróciłam wzrok, nie mając zbytniej ochoty by na to patrzeć. Bardzo polubiłam Dianę, to naprawdę świetna dziewczyna, ale jakoś wolałam Matta, kiedy nie było jej w pobliżu. W jej towarzystwie zachowywał się troszkę inaczej, poza tym czasami drażniły mnie te ich czułości. Popatrzyłam na chłopaków, którzy też nie wiedzieli jak się zachować. Każdy patrzył w inną stronę, oprócz Zbyszka, który wpatrywał się w zakochaną parę o kilka sekund za długo, co oczywiście nie uszło mojej uwadze. Kiedy jednak spostrzegł, że to zauważyłam szybko odwrócił wzrok, udając, że bardzo fascynuje go kolor na jaki pomalowany jest sufit, znajdujący się nad nami. Gdy Diana w końcu odkleiła się od Matta i zajęła wolne miejsce obok Kurka, znowu mogliśmy normalnie porozmawiać. Wronka i Kłos opowiadali nam o swoim interesie, który założyli stosunkowo niedawno. Mianowicie produkowali czapki z nadrukami Kłos vs. Wrona, od nazwy kanału, który prowadzili na YouTubie zamieszczając wersje różnych wojen między sobą. Najbardziej podobała mi się wojna z jajkami, które rozwalali sobie na głowach. Wspominałam już kiedyś, że straszne z nich dzieciuchy?
Oczywiście w pozytywnym sensie tego słowa znaczeniu. Po zaledwie kilkunastu dniach spędzonych w towarzystwie siatkarzy, zastanawiam się, jak ja w ogóle mogłam wcześniej bez nich funkcjonować.
- Kiedyś wystąpisz z nami w jakiejś bitwie. - zapowiedział Karol, wskazując na mnie palcem. - Musimy wymyślić na tą okazję coś ekstra, żeby dać Ci wycisk. - stwierdził, nalewając sobie do szklanki piwa, który wcześniej przygotowałam. O mało nie wylał żółtego płynu na biały obrus, jednak szybko spił pianę z wierzchu, która zaczęła się wylewać.
- Julka, kurczę! - wykrzyknął nagle Bartek, tak jakby w tej chwili ktoś wybudził go z jakiegoś transu. - Siedzisz tu już ponad dwa tygodnie i nie zrobiłaś jeszcze żadnej imprezy powitalnej. Myślisz, że tak po prostu możesz sobie tutaj mieszkać, bez żadnej parapetówy? - patrzył na mnie udając oburzonego, a ja nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
- Dobra, obiecuje. W przyszłym tygodniu zorganizuje tu taką domówkę, jakiej jeszcze nie widzieliście!
- Pinky promise? - Bartek wstał ze swojego miejsca i podszedł do mnie z wyciągniętą ręką. Dłoń miał zaciśniętą w pięść, nie licząc ostatniego małego palca, który był wyprostowany.
Ze śmiechem zacisnęłam swój mały palec na jego, który był wielkości mojego kciuka i obiecałam wszystkim, że za tydzień będziemy się wszyscy super bawić.
Na tą wiadomość Conte uniósł szklankę ze swoim piwem w geście toastu i z wielkim namaszczeniem pociągnął z niej łyka.
Mimo to, że byłam wtedy już zajęta obmyślaniem planu naszej imprezy, dostrzegłam spojrzenia, które rzucał Zbyszek w kierunku Diany. Ponadto wyczułam w tych spojrzeniach coś więcej,  a zazwyczaj miałam do takich spraw nosa. Wydawało mi się to dziwne bo ostatnio dużo rozmawiałam z Bartmanem i nie sprawiał wrażenia chłopaka, który szuka dziewczyny. A już na pewno nie wyglądał na kolesia, któremu podobała by się dziewczyna jego kolegi z drużyny.