niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 2

Nazajutrz, wstałam wcześnie rano i półprzytomna wyszłam ze swojego pokoju by zaparzyć sobie kawę. Kiedy ekspres do kawy wykonywał swoją robotę, prawie zasnęłam z głową na blacie. Na szczęście już po chwili nalałam sobie gorącą kawę do niebieskiego kubka i z powrotem ruszyłam do swojego pokoju, żeby się trochę ogarnąć. Kiedy przemierzałam drogę z kuchni do sypialni, nie zauważyłam drzwi do łazienki, które właśnie się otwierały i wpadłam prosto na Matta, wychodzącego z zaparowanego pomieszczenia.
Kawa wylała mi się z kubka i spadła na jasny dywan, a chłopak przytrzymał mnie za ramiona, żebym nie skończyła jak mój biedny napój. Zrozpaczona spojrzałam na ciemną plamę i przepraszającym wzrokiem zerknęłam na współlokatora. Zamarłam. Miał na sobie tylko biały ręcznik, którym był owiniętym w pasie. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na jego wyrzeźbiony brzuch i naglą klatkę piersiową, po której spływały kropelki wody. Głęboko wciągnęłam powietrze i zażenowana odwróciłam wzrok.
Matt nawet jeżeli zauważył moje spojrzenie nie dał nic po sobie poznać, tylko uśmiechnął się i rzekł:
- Już dawno chciałem go wyrzucić, nigdy nie lubiłem tego dywana... u.
- Strasznie Cię przepraszam, postaram się to wyprać. - starałam się unikać kontaktu wzrokowego, bo najchętniej zapadłabym się pod ziemię.
- Nie przejmuj się tym. - przeczesał palcami swoje mokre włosy, a kilka kosmyków śmiesznie skręciło mu się na czole.
Nieśmiało pokiwałam głową i ruszyłam do swojego pokoju, cały czas czując na sobie jego wzrok. Nawet nie wiedziałam co powiedzieć, a przepraszanie kolejny raz z rzędu nie miałoby sensu.
- Bądź gotowa na 9 godzinę, bo o 10 mam trening! - usłyszałam jeszcze zanim zdążyłam zamknąć drzwi do swojej świątyni wstydu.


Równo o godzinie 9, wyszłam ze swojego pokoju i stanęłam w przedpokoju. Matt, słysząc zamykane drzwi, wyszedł z kuchni z przewieszoną sportową torbą na lewym ramieniu i maślanym croissantem w prawej ręce. Tym razem był już całkowicie ubrany, w granatowy dres, jednak jego włosy cały czas były lekko wilgotne.
- Łap! - rzucił mi klucze do mieszkania, a sam włożył białe adidasy na nogi.
Już po pięciu minutach znajdowaliśmy się w jego aucie, cudownym, czarnym jaguarze. Mimo to, że nie interesuje się motoryzacją, nawet na mnie zrobiło to wrażenie. Matt odpalił auto, pogłośnił radio i wyjechaliśmy na główną ulicę.
- Polubisz ich. - zapewnił mnie, lekko naciskając pedał z gazem.
- Siatkarzy? - chciałam się upewnić.
- Tak, są bardzo mili i zabawni. Najbardziej to Igła i Winiar. Bardzo ich lubię. - odpowiedział, swoim łamanym polskim.
- Niestety nie kojarzę żadnego z nich. - odparłam ze smutkiem.
- Nie interesujesz się tym sportem? - zgadł, zatrzymując się na światłach.
- Szczerze mówiąc to nie. - wrzuciłam sobie do ust miętowego cukierka.
- Get out of here! - zaśmiał się Matt, lekko szturchając mnie w ramię.
Lekko się uśmiechnęłam i wyjrzałam za okno samochodu. Właśnie mijaliśmy jakąś dużą galerię handlową. Gromadziło się przed nią dużo ludzi, nie trudno zgadnąć, że w tak małym miasteczku to zapewne punkt główny wszystkich spotkań.
Po 10 minutach, byliśmy już na miejscu. Matthew zaparkował swoje auto na jednym z wolnych miejsc parkingowych, a następnie weszliśmy do dużej hali.
Siatkarz pokierował mnie, gdzie mam iść, a następnie sam wszedł do szatni. Ledwo powstrzymałam się, żeby nie zapytać go czy mogę wejść razem z nim i jeszcze trochę popatrzeć na tą klatę. Kiedy ruszyłam w kierunku sali treningowej, zatrzymała mnie jakaś dziewczyna.
- Nowa współlokatorka Matta? - zapytała z szerokim uśmiechem, a widząc moją zaskoczoną minę dodała - Tutaj nic się nie ukryje, Igła już od 2 tygodni rozpowiadał wszystkim jaki to kawał wykręcił naszemu amerykańskiemu chłopczykowi. A tak w ogóle to jestem Zuza. - podeszła do mnie i uścisnęła mnie na powitanie.
- Julia. - odparłam wesoło, ciesząc się, że już kogoś poznałam.
Dziewczyna miała proste, brązowe włosy do ramion, a zza okrągłych okularów spoglądały na mnie orzechowe oczy. Była naprawdę bardzo ładna.
- Chodź, zaprowadzę Cię na salę treningową. - wzięła mnie pod ramię i od razu zaczęła coś opowiadać. - Mój chłopak też trenuje w Skrze Bełchatów, Piotr Nowakowski, kojarzysz go?
Pokręciłam przecząco głową.
- A znasz kogokolwiek z polskiej kadry? - zapytała kiedy wchodziłyśmy na salę.
- Szczerze mówiąc to nie kojarzę nikogo, jeżeli chodzi o siatkówkę.
Nawet jeżeli wydawała się być zaskoczona, nie dała tego po sobie poznać.
- To nic. - machnęła ręką - Szybko to nadrobimy, spędzam z tymi chłopakami naprawdę dużo czasu, znam dużo śmiesznych historii, już za dwa tygodnie będziesz znać ich najgorsze sekreciki. - zaśmiała się radośnie po czym pomachała komuś, kto stał już na boisku, pochylony nad swoim telefonem.
- Czołem trenerze! - krzyknęła, salutując, na co wspomniany trener jej odmachał.
Usiadłyśmy w pierwszym rzędzie na trybunach, czekając aż chłopcy wyjdą z szatni.
Po kilku minutach na salę wbiegła zgraja chłopaków, ubranych w takie same stroje.
Wszyscy się ze mną w jakiś sposób przywitali, jedni pomachali, drudzy coś krzyczeli, a dwoje z nich nawet do mnie podeszło.
- To właśnie mój Piotruś. - Zuza wskazała na wysokiego blondyna o niebieskich oczach, który podał mi rękę. - Sprawia wrażenie bardzo nieśmiałego, ale to tylko taka cicha woda, zresztą już na pewno niedługo się o tym przekonasz. - roześmiała się, a razem z nią Piotrek.
- Ja jestem Michał. Dla znajomych Misiek. - przedstawił się drugi, kolejny olbrzym. Od razu zwróciłam uwagę na jego oczy były niesamowicie niebieskie, jeszcze nigdy nie widziałam nikogo o tak przenikliwym wzroku, wydawałoby się, że ktoś wsadził mu kawałek nieba do oczu i zamknął go w tęczówce.
- A ja Julka, dla znajomych Julka. - też podałam mu rękę, a Zuza już zaczęła mi o nim opowiadać.
- To właśnie Winiar, 99% swojego mózgu używa do robienia wszystkim żartów, a 1% po to,  żeby nie zapomnieć o oddychaniu.
Chłopak w odpowiedzi na jej uwagę rozczochrał jej włosy po czym szybko uchylił się przed jej torebką, która o mało co nie wylądowała na jego głowie.
- Winiar, Piter chodźcie! - zawołał ktoś do nowo poznanych siatkarzy, a oni jak najszybciej wbiegli na boisko, by już nikt nie musiał na nich czekać.
Kiedy odeszli z powrotem usiadłyśmy na niebieskich, niewygodnych siedzeniach i skierowałyśmy swój wzrok na siatkarzy, którzy już zaczynali się rozgrzewać.
- Ten, co ich zawołał to Mariusz Wlazły, ale zwracamy się do niego Szampon. Nawet nie wiem skąd się to wzięło, ani kto wymyślił to przezwisko. To jeden z najlepszych siatkarzy na świecie. Masz szczęście, Matt wkręci Cię w samą siatkarską śmietankę. - szturchnęła mnie lekko łokciem, poprawiając przy tym swoje okulary.
- Wydają się być w porządku. - stwierdziłam, uważnie się im przyglądając.
- W porządku?! To najfajniejsi faceci na świecie, uwielbiam z nimi spędzać czas. Każdy z nich jest zupełnie inny, a mimo tego fantastycznie się dopełniają.
Popatrz na przykład na tego. - wskazała palcem chłopaka, który biegł teraz obok Mariusza Wlazłego, a na jego koszulce było napisane: Kubiak.
- Ma ostry charakter. Nigdy nie proś o to, żeby uśmiechnął się do zdjęcia. Dostanie szału. - znowu zaczęła się śmiać, uśmiech prawie nigdy nie schodził jej z twarzy - Ale to bardzo sympatyczny chłopak, chyba największy wojownik spośród wszystkich, mówimy na niego dzik.
- Kotowska, nie pokazuje się palcem, ty niewychowany bachorze! - krzyknął w naszą stronę kolejny z siatkarzy.
Zuza pokazała mu tylko środkowy palec, słodko się przy tym uśmiechając i znowu zaczęła mówić:
- To nasz kochany Krzysiu, chyba mój ulubieniec, nie licząc oczywiście Piotrka. Prowadzi swój własny kanał na YouTubie: IGŁĄ SZYTE i wszędzie chodzi z kamerą, żeby móc nagrywać chłopaków. Czasami mają o to do niego pretensję, ale tak naprawdę myślę, że cieszy ich to, że ktoś pokazuje jak wygląda ich życie od kuchni.
- Nie wiem kiedy ich wszystkich ogarnę. - zmartwiłam się, licząc ilu chłopaków mi jeszcze nawet nie pokazała.
- Uwierz mi, że szybko. - delikatnie poklepała mnie po ramieniu, a ja posłałam w jej stronę serdeczny uśmiech.
Na chwilę zamilkłyśmy i tylko patrzyłyśmy na siatkarzy, którzy się rozciągali i wykonywali wszelkie polecenia trenera. Po kilkunastu minutach zaczęli wykonywać różne ćwiczenia z piłką, robili to z taką precyzją na jaką nigdy nie było mnie stać. Owszem lubiłam grać w siatkówkę, kiedy byłam w liceum, ale te nasze szkolne turnieje to zupełnie co innego. Piłki latały po sali z taką szybkością, a oni uderzali w nie z taką siłą, że ledwo mogłam nad tym wszystkim nadążyć. Kiedy już zaczęli rozgrywać mecz pomiędzy sobą, widziałam w ich oczach prawdziwe poświęcenie i miłość do tej gry. Walczyli o każdą piłkę, o każdą akcję i każdy najmniejszy punkt.
Wtedy stwierdziłam, że nie wiem dlaczego polskich siatkarzy się nie docenia, a piłkarze zawsze stoją na pierwszym miejscu, mimo tego, że tak naprawdę jeszcze nic w tym sporcie dla Polski nie osiągnęli, oglądając różne mecze z tatą jeszcze nigdy nie widziałam u nich takiego zaangażowania, jakie widziałam tutaj podczas zwykłego treningu. Chłopaki wspólnie się dopingowali, cieszyli się z każdej wygranej akcji i w razie potrzeby potrafili też na siebie krzyknąć i zmotywować do lepszej gry. Siedziałam tam zafascynowana i tylko patrzyłam na piłkę przemieszczającej się z jednej połowy boiska na drugą.
- Robi wrażenie nie? - zapytała Zuza, cały czas patrząc przed siebie.
- Tak. - całkowicie się zgodziłam - Cudownie się to ogląda.
- Mówisz o tym seksownym tyłeczku Andersona? - zaśmiała się, znowu poprawiając okulary. Chyba weszło jej to już w nawyk.
Lekko się zarumieniłam, spoglądając z nią ze zdziwieniem.
- Przecież żartuję! - teraz, widząc moją minę, wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem. - Wiem, że mówimy o grze, ale... twój rozmarzony wzrok kiedy patrzyłaś na boisko, jestem pewna, że kryje się za tym coś więcej.
- Nie sądziłam, że patrzysz się na tyłki innych siatkarzy niż Piotrka. - tym razem i ja musiałam się roześmiać. Zuza do każdego zdania wprowadzała taką pozytywną energię.
- Nie mów mu tego. - przyłożyła sobie palec do ust na których błąkał się łobuzerski uśmieszek - Ale jest tylko jedna rzecz w której Anderson go przebija i to właśnie ten tyłek. Boże, mieszkając z nim w domu masz tyle okazji, żeby na niego patrzeć. Nie zmarnuj tego! Wejdź mu kiedyś przez przypadek do łazienki, gdyby nie Piotrek już z pewnością bym to dawno zrobiła. - mówiła to, jednocześnie sprawdzając telefon, który właśnie przed chwilą jej zadzwonił, oznajmiając, że dostała nowego sms-a.
Korzystając z okazji zaczęłam jej opowiadać o swojej dzisiejszej, porannej wpadce kiedy to wpadłam na półnagiego Matta.
- Jasne, nie wmawiaj mi, że zrobiłaś to przypadkiem! - parsknęła śmiechem, wrzucając do torebki swój telefon - Szkoda tylko, że jeszcze przypadkowo nie spadł mu ten ręczniczek, ale byś miała widoczki... - aż gwizdnęła, a ja się lekko speszyłam.
- Obiecuje Ci, że jak tylko uda mi się podglądnąć coś więcej to od razu zdam Ci relacje, ale to może być trudne, pewnie jego dziewczyna dobrze nad nim czuwa. - po chwili przypomniałam sobie, że właściwie to ten wymarzony tyłeczek jest już zajęty.
- Dziewczyna... - Zuza lekko zawiesiła głos - Właściwie to nie jestem pewna czy im się układa, ostatnio...
Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i położył mi ręce na oczach, także nic nie widziałam.
W tym samym momencie przestałam też słyszeć odgłosy odbijanej piłki, jak można było łatwo się domyślić, trening się już skończył.
- Kto tam? - zapytałam, głupio chichocząc.
- To tylko ja. - rozpoznałam głos Winiara, który już ściągnął mi ręce z twarzy i usiadł na krześle obok. - O czym tak zawzięcie rozmawiałyście?
- O tym, który z was na najlepszy tyłek. - powiedziała prosto z mostu moja nowa koleżanka.
- To nawet nie jest konkurs. - prychnął Michał - Wiadomo, że ja. - ze śmiechem przejechał sobie dłonią po włosach.
- Niestety nie byłeś to ty. - oznajmiła mu z udawanym smutkiem Zuza, podnosząc się z miejsca. Zrobiłam to samo, a razem z nami wstał i siatkarz.
- Proszę?! - wykrzyknął i klepnął się w tyłek ręką - Czy widziałaś kiedykolwiek lepsze pośladki?! Są lepsze od wszystkich dolnych tyłów brazylijskich bab!
Tego było już za wiele, w tym momencie prawie popłakałam się ze śmiechu, śmiałam się do tego momentu aż rozbolał mnie brzuch tak bardzo, że musiałam kucnąć.
W tym samym momencie podeszła do nas reszta, z Igłą na czele. Poznałam go po tym, że w swojej prawej ręce trzymał telefon i już coś nagrywał.
- A oto nasza nowa koleżanka, Julia. - przedstawił mnie do kamery, a ja w dalszym ciągu kucając, wesoło pomachałam do obiektywu.
- Nie mam pojęcia czy to jakieś wzdęcia, czy to z zachwytu nad naszym wyglądem, ale jak widać Julia nie może się podnieść z ziemi. - jego telefon cały czas był skierowany w moją stronę.
- No popatrz Krzysiu, nawet Ci się zrymowało! - zawołał Mariusz, który akurat stał obok i popijał wodę z plastikowej butelki.
Siatkarz ze śmiechem zaczął opowiadać o swojej przyszłej karierze w świecie znanych raperów po czym przeniósł swoją uwagę na Kubiaka, o którym wcześniej opowiadała mi Zuza.
- Jest też dzik! Co nam powiesz dzisiaj dobrego? - zapytał się go nasz kamerzysta i zaczął za nim podążać, bo ten nawet na chwilę nie przystanął.
- Igła, powiem Ci to, co Ci zawsze mówię... wypierdalaj mi z tą kamerą. - silił się na surowy ton, ale po lekkim uśmiechu widać było, że śmieszy go ta sytuacja i tak na prawdę nie ma na myśli nic złego.
- Jak dzik powiedział, niech tak się stanie! - wykrzyczał Ignaczak i wyłączył kamerę, a chłopcy widząc, że przedstawienie się skończyło, razem udali się do szatni.
Niestety ja z Zuzą musiałyśmy poczekać na zewnątrz, więc usiadłyśmy na ławce, stojącej zaraz obok drzwi do szatni.
- Z nimi to jak z dziećmi, nie? - zapytała - Czasami nawet nie wiesz, że masz do czynienia z dorosłymi facetami. - po raz kolejny dzisiaj poprawiła swoje okulary, a ja po raz kolejny przyznałam jej rację.



Jest i drugi rozdział! Dajcie znać jak wam się podobał.
Z góry mówię, jak już pewnie zauważyliście, że skład Skry jest pozmieniany :)
Przepraszam też za wulgaryzmy, ale jak wiecie nasi siatkarze lubią ich używać haha
do następnego :* 

Rozdział 1

Taksówka zaparkowała przed olbrzymią, starą kamienicą, mieszczącą się w centrum Bełchatowa. Była bardzo zadbana. Na każdym z balkonów można było zobaczyć kolorowe kwiaty, a przed budynkiem znajdował się mały ogródek z najróżniejszymi roślinami. Wychyliłam się przez okno i bliżej przyjrzałam sie mojemu nowemu miejscu zamieszkania. Kamienica miała 8  pięter, a jej elewacja była w kolorze beżowym, drzwi wejściowe, były bardzo duże, co jest niewątpliwie zaletą, gdyż moje walizki zajęły cały bagażnik taksówki i jedno tylne siedzenie.
- 18 złotych się należy. - warknął do mnie kierowca, wyraźnie zniecierpliwiony.
Szybko wygrzebałam z portfela dwudziesto złotowy banknot i podałam mu go.
- Nie mam jak wydać. - odburknął, cmokając z dezaprobatą.
- Nic nie szkodzi. - odparłam i szybko wysiadłam z samochodu, by nie musieć dłużej przebywać w towarzystwie tego zgorzkniałego mężczyzny.
Wyjęłam cały swój bagaż z auta i otworzyłam potężne drzwi prowadzące do budynku.
Kiedy tylko wychyliłam głowę przez drzwi, miły portier od razu do mnie podbiegł, przedstawił się i chwycił dwie z czterech walizek, które ze sobą przywiozłam.
Podziękowałam mu, a następnie razem wpakowaliśmy bagaż do windy, ledwo sama się tam zmieściłam. Przycisnęłam guzik z numerem 6, a winda powoli wyjechała na szóste piętro. Muszę przyznać, że byłam okropnie zdenerwowana. Jeszcze nawet nie miałam okazji porozmawiać z moją nową współlokatorką. Kiedy zobaczyłam ogłoszenie w gazecie, po prostu się zgłosiłam. Było już za późno żeby szukać czegokolwiek innego. Kiedy wygrzebałam się z windy, stanęłam przed drzwiami o numerze 24 i delikatnie zapukałam. Nie musiałam długo czekać, po zaledwie kilku sekundach drzwi się otworzyły i stanął w nich niesamowicie wysoki chłopak.
Spojrzałam na niego zaszokowana.
- yyy przepraszam. - odparłam nieco zakłopotana - Chyba pomyliłam mieszkania. - zaczęłam nerwowo grzebać w swojej torbie przewieszonej przez ramie, aż w końcu wyciągnęłam z niej pomiętą kartkę. Spojrzałam na drzwi i z powrotem na kartkę i tak kilka razy. Próbowałam uniknąć wzroku chłopaka, który okazał się zabójczo przystojny.
Jego ciemne włosy były rozczochrane, wygląda na to, że musiałam go obudzić.
- Chodzi o to, że wynajęłam mieszkanie... - zaczęłam, nie wiedząc jak mogłabym to wyjaśnić - ... ale wydawało mi się, że będę mieszkać z dziewczyną. W ogłoszeniu było napisane, że masz na imię Ola i studiujesz prawo...
Chłopak spojrzał na mnie uważnie i nagle zaczął się głośno śmiać.
- A to pinda. - powiedział lekkim, przerażająco seksownym akcentem.
Parsknęłam nerwowym śmiechem, nie za bardzo wiedząc jak powinnam się zachować. Mówi o mnie? Wyrzuci mnie na ulicę? Jednak tak się nie stało, bez słowa pochwycił moje walizki i odstawił je dopiero w przedpokoju. Mimo to, w dalszym ciągu stałam zdezorientowana na korytarzu. Dopiero kiedy machnął ręką, zapraszając mnie do środka, powoli przekroczyłam próg i zamknęłam za sobą drzwi.
- Chodzi o to... - zaczął powoli, bardzo skupiając się na tym co chce powiedzieć - Bo ja nie umiem po polsku dobrze... i mój kolega on napisał to za mnie... i żart sobie zrobił chyba.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, każde słowo, które wymawiał z tym swoim akcentem było przesycone zmysłowością. Jednak starałam się zachować zdrowy umysł. Już otwierałam buzię, żeby zapytać się co w takiej sytuacji robimy, kiedy w kieszeni spodni zabrzmiał jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Igła, ty pindo. - zaśmiał się. Słyszałam, że odpowiedział mu jeszcze głośniejszy śmiech.
- Jest już? - zapytał mężczyzna w telefonie.
- Tak. - odparł chłopak, spoglądając na mnie.
Opuściłam swój wzrok, wiedząc, że prawdopodobnie zrobiłam się cała czerwona, przestałam więc słuchać  rozmowy i skupiłam się na tym, żeby doprowadzić się do porządku. Kiedy już skończył rozmawiać przez telefon zaproponował mi herbatę i żebym rozglądnęła się po mieszkaniu. Znajdowały się w nim dwie sypialnie, salon, kuchnia oraz łazienka. Mieszkanie było naprawdę duże, a dodatkowo bardzo przytulne. Zaciągnęłam swoje walizki do pokoju, wskazanego przez mojego współlokatora i spoglądnęłam w lustro, wiszące na ścianie. Brązowe włosy zaplotłam w grubego warkocza, a na usta nałożyłam pomadkę do ust. Duże, zielone oczy wyrażały zdezorientowanie. Nie spodziewałam się, że sprawy nabiorą takiego obrotu, teraz będzie kłopot ze znalezieniem innego mieszkania.
- Herbata gotowa! - zawołał chłopak z sąsiedniego pokoju. Kiedy do niego przyszłam, siedział już wygodnie w dużym fotelu i popijał ciepłą herbatę.
Usiadłam w drugim fotelu, zakładając jedną nogę na drugą. Przez chwilę siedzieliśmy w całkowitym milczeniu, aż zdecydował się odezwać.
- Ty możesz zostać, jeżeli chcesz. Moja dziewczyna nie będzie miała nic... na nie.
Oczywiście. Dziewczyna. Czego innego mogłam się spodziewać po takim facecie jak on? Z westchnieniem odłożyłam herbatę na stół.
- Nie dobra? - zapytał, bacznie mnie obserwując.
- Nie, jest idealna. - odparłam, uśmiechając się do niego. - Właściwie to jak masz na imię, bo chyba nie Ola, prawda?
- Jestem Matt. - przedstawił się odwzajemniając uśmiech.
- Za jakiego kraju pochodzisz? - zapytałam, raczej nie używa takiego akcentu dla zabawy... chyba, że po prostu zdaje sobie sprawę, iż Polki na to lecą.
- Z USA. - pociągnął łyk herbaty, ze swojego kubka.
- Na prawdę?! - zdziwiłam się - I co ty robisz w Polsce? W Bełchatowie? - zapytałam, zastanawiając się czy nie zachowuje się nietaktownie, zadając mu takie pytanie podczas gdy właściwie w ogóle się nie znamy.
- Gram tutaj w klubie. Jestem siatkarzem. Polska liga to jedna z najlepszych na świecie. - powiedział to tak, jakby znał te zdania na pamięć, pewnie odpowiadał na to pytanie milion razy.
Siatkarz! A więc stąd ten wzrost, nie ma się co dziwić. Nawet do ramiona mu nie sięgam, a przecież należę do wysokich dziewczyn.
- Mój kolega... on powiedział, żebym ja Cię wziął na trening jutro.
- Chętnie się przejdę. - poinformowałam go, ciesząc się w duchu, że okazał się być tak miłym chłopakiem, a nie jakimś gburowatym współlokatorem pokroju pana kierowcy taksówki. Studia z dziennikarstwa zaczynałam dopiero od przyszłego tygodnia, więc mam jeszcze trochę czasu, żeby zaklimatyzować się w nowym mieście.
Rozmowę przerwał nam dzwonek do drzwi.
- To pewnie moja dziewczyna, ona chciała poznać współlokatora bardzo. - Matt wstał z fotela i ruszył w kierunku drzwi wejściowych.
- No, to chyba się zdziwi. - powiedziałam sama do siebie, nie ruszając się z miejsca.
- Cześć kochanie! - usłyszałam jej dźwięczny głos, a po chwili ujrzałam ją w salonie.
Stanęła jak wryta w progu, ledwo się poruszając. Była niesamowicie ładna, jej długie blond włosy swobodnie spływały na lewe ramię, a jej oczy były zupełnie jak oczy Matta, niebieskie, przypominające głębie oceanu.
- Cześć! - przywitałam się, chyba nieco zbyt entuzjastycznie. 
-  No hej? - odparła zaszokowana. Wyglądała dokładnie tak jak ja, jakąś niecałą godzinę temu.
Żeby rozgonić jej głupie myśli, które już pewnie szalały w jej głowie, wyjaśniłam jej całą sytuację, a ona ku mojemu zdziwieniu zaczęła się śmiać.
- Ach ten Igła, z niego to jest ziółko. - westchnęła i mocno mnie przytuliła.
Byłam trochę zaskoczona jej bezpośredniością, więc tylko lekko się uśmiechnęłam.
- Pokaże Ci całe miasto, możemy wybrać się na zakupy, będziemy się świetnie bawić. - zaczęła wymieniać całą listę rzeczy, które możemy razem robić. Przy tym cały czas się uśmiechała. Sprawiała wrażenie naprawdę miłej, chyba niepotrzebnie się nią martwiłam.
Chwilę wesoło sobie pogawędziliśmy, dowiedziałam się, że ma na imię Diana. Jednak po pewnym czasie stwierdziłam, że chyba odpowiednio będzie zostawić ich na chwilę samych, więc wycofałam się do swojego pokoju, skarżąc się na długą podróż i zmęczenie. Oczywiście mnie zrozumieli i życzyli dobrej nocy. Kiedy tylko weszłam do swojego pokoju z ulgą ubrałam się w piżamę i rzuciłam na łóżko, mając nadzieję na to, że sen przyjdzie jak najszybciej.



Witam na moim nowym opowiadaniu, tym razem o siatkarzach. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Proszę zignorujcie ten szczegół, że kamienica ma tak dużo pięter i windę haha, pisząc o tym, całkowicie zapomniałam, że to się nie zdarza :P
Jeżeli jesteście ciekawi mojej twórczości, zapraszam tutaj:
 
http://skokwprzeznaczenie.blogspot.com/