niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 6

JULIA

Kilka tygodni później chłopcy jechali na kilkudniowy turniej do Katowic, gdzie mieli rozegrać kilka meczy w słynnym Spodku. Razem z Zuzą stwierdziłyśmy, że zabierzemy się razem z nimi. Kilka dni przerwy od wykładów mi nie zaszkodzi, zwłaszcza, że ostatnio prowadzi je dość nudny wykładowca i nie za bardzo mam ochotę go słuchać. Musieliśmy wstać wcześnie rano, a następnie razem z Mattem załadowałam się do samochodu i podjechaliśmy pod halę Skry. Nasze stosunki trochę się unormowały. Postanowiliśmy przestać wchodzić na różniące nas tematy i stały się one dla nas tematem tabu. Poza tym wszystko zdawało się być już w jak najlepszym porządku. Kiedy dotarliśmy pod halę w Bełchatowie, autokar stał już zaparkowany na parkingu, z większością siatkarzy w środku. Gdy weszliśmy do autobusu zastaliśmy chłopaków, którzy głośno się śmiali z jakiegoś żartu Winiara.
- Julka, dzisiaj siedzisz ze mną! - zawołał Igła i pomachał do mnie z końca autobusu.
Ze śmiechem pokiwałam głową i skierowałam się na sam koniec, by usiąść obok niego na niewygodnych siedzeniach.
- Panie Prezesie, nie dałoby się czegoś lepszego? - zapytał Możdżon, kierując pytanie w stronę kamery, która w jednej chwili znalazła się w rękach Ignaczaka, a następnie wskazał na swoje nogi, które nie mieściły się nawet w dwóch siedzeniach.
- Nie ma kasy Panie Prezesie? - wykrzyknął Kubiak, z fotelu przed nami - Jest kasa!
- Panie Prezesie, kocham pana. - powiedział Facundo Conte, co wszyscy skomentowaliśmy głośnym śmiechem. Było to jedno z niewielu zdań, które Facu potrafił powiedzieć po polsku, w innych przypadkach musieliśmy porozumiewać się z nim w języku angielskim.
W tym samym momencie do autobusu weszli Zuza wraz z Piotrkiem i Wronką . Wszyscy przywitali się ze mną buziakiem w policzek, po czym usiedli w fotelach obok nas. Po kilku minutach autokar ruszył z wielkim warkotem, wydając takie dźwięki jakby przy najbliższym zakręcie miał zamiar stanąć i już nigdy więcej nie odpalić.
- Jak tam życie, młoda? - Igła poczochrał mnie po włosach swoją dużą dłonią.
- Jakoś leci staruszku. Gdzie twój John Travolta? - zapytałam mając na myśli bełchatowskiego rozgrywającego.
- Pochorował się biedaczek, siedzi w domu i się nudzi. Przynajmniej jego dziewczyna się cieszy. - westchnął Krzysiek, sprawdzając przy tym coś na swoim fanpage'u na facebooku.
- Chciałbyś tak?
- Co? - spytał, przenosząc swój wzrok na mnie.
- Tak się czasami rozchorować, żeby móc spędzić więcej czasu z Iwoną. - wyjaśniłam, odgarniając włosy, które opadały mi na twarz.
- Jasne, żebym chciał, ale to tak nie działa. Wiedziałem jak moje życie będzie wyglądało kiedy zostanę zawodowym siatkarzem i ona też wiedziała w co się pakuje, kiedy powiedziała mi: "Tak" podczas ślubu. Kocham  zarówno ją jak i Sebastiana najbardziej na świecie i bardzo chciałbym spędzać z nimi więcej czasu, ale siatkówka to kolejna miłość mojego życia i granie w klubie także mnie uszczęśliwia. Ale tak... czasami bym chciał, czasami to zbyt ciężkie.
- Taki dinozaur jak ty, wszystko uniesie! - szturchnęłam go lekko ramieniem, żeby się rozchmurzył.
- Jeszcze pożałujesz, że to powiedziałaś. - spojrzał na mnie z udawaną złością, ale już po chwili mu się odechciało i zaczął opowiadać jedną ze swoich zabawnych historii, która miała miejsce podczas zgrupowania kadry narodowej w Spale.
Chwilę sobie pogadaliśmy, co chwilę wybuchając śmiechem, jednak w pewnym momencie poczułam ogarniającą mnie senność. Pewnie miało to coś wspólnego z tym, że po wczorajszym spotkaniu z Andrzejem wróciłam do domu o 1 w nocy, a dzisiaj musieliśmy wstać już o 5 aby nie spóźnić się na zbiórkę.
Wczoraj z Wronką świetnie się bawiliśmy, najpierw zabrał mnie do najlepszej kawiarni w mieście, gdzie zamówiliśmy dla siebie dwie duże karmelowe kawy i czekoladowe donaty. Potem wybraliśmy się na nocy spacer po Bełchatowie i wylądowaliśmy w jakiejś części miasta, gdzie żadne z nas wcześniej nie było, więc mieliśmy potem spory problem z wróceniem do domu. Jednak Andrzej zadzwonił do Karola - Złotej Rady i ten po sprawdzeniu naszego położenia w Googlach, szybko wskazał nam drogę powrotną.
Tymczasem postanowiłam chwilkę się zdrzemnąć i położyłam swoją głowę na ramieniu Igły, zamykając oczy.
- Jasne, nie krępuj się. - powiedział gburowatym tonem, ale chwilę później na jego twarz znowu wpełzał uśmiech (on nie potrafił inaczej) i pozwolił mi trochę na sobie pospać.
Nie trwało to jednak długo, bo obudziły mnie śmiechy chłopaków, a kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam, że pochyla się nade mną z dziesięciu siatkarzy i cały czas rechotają.
Ledwo żywa, otarłam oczy, po czym spojrzałam na Igłę, który trzymał w ręku kamerę.
- Obudziła się nasza śpiąca królewna! - zawołał kierując na mnie obiektyw.
Nadal nie wiedząc co się dzieje, lekko się uśmiechnęłam i pomachałam do kamery, mając nadzieję, że na tym skończy się mój dzisiejszy udział w "Igłą Szyte".
- Powiedz jak się czujesz ze swoim makijażem na twarzy. Fajne cienie, jakieś nowe? - widać było, że Krzysiek ledwo powstrzymuje się od śmiechu.
Zmarszczyłam brwi, nie za bardzo wiedząc o co mu chodzi, jednak przypomniało mi się, że faktycznie tydzień temu kupiłam sobie nowe kosmetyki. Byłam ucieszona tym, że zauważył, ale chyba byłam zbyt otępiała po śnie, żeby zauważyć w tym coś dziwnego w tym pytaniu. Przecież to oczywiste, że faceci nigdy nie zauważają takich rzeczy.
- Naprawdę Ci się podoba? - zapytałam, lekko się rumieniąc.
To przeważyło szale, siatkarze zaczęli się śmiać jak opętani, a Kłos to nawet stoczył się ze swojego fotela na ziemię i ponieważ całą jego energię pochłaniał śmiech, nie miał siły nawet wstać i z powrotem usiąść na siedzeniu. Zdezorientowana popatrzyłam po kolegach, jednak żaden z nich nie chciał mi nic powiedzieć, a Krzysiu cały czas miał skierowany obiektyw na mnie.
- Nie śmieszne, dajcie mi pospać. - mruknęłam i już chciałam znowu urządzić sobie drzemkę, kiedy Zuza podstawiła mi lusterko pod nos.
O mało co nie wypuściłam go z ręki. Cała moja twarz była umazana kolorowymi flamastrami. Na powiekach miałam jakieś zielone kreski, całe moje policzki były pokryte różowym pisakiem, usta pomalowali na czerwono, a na czole malował się niebieski napis: KOCHAM IGŁĘ.
Spojrzałam na nich spode łba.
- Masz 36 lat,  a zachowujesz się jak sześciolatek! - trzepnęłam Ignaczaka w ramię, ale na niego nie potrafiłam się długo gniewać i już po chwili się rozchmurzyłam, ale za karę kazałam mu zmywać wszystko co namalował.
- Ale czym? - bezradnie rozłożył ręce, spoglądając na mnie niewinnym wzrokiem.
- Orientuj się Igła! - Zuza rzuciła w jego stronę jakiś płyn i waciki, a on zaczął myć moją twarz.
Po minucie zorientowałam się, że był to duży błąd.
- Auuuć! - zawyłam - Delikatniej!
- Mówisz do Ministra Obrony Narodowej. Przyjmował nie raz zagrywkę Grozera, on nie potrafi delikatniej! - zaśmiał się Bartosz Kurek, który stał teraz nad nami i robił zdjęcia, mając przy tym niezły ubaw.
- Ok, zrobię to sama. - westchnęłam i wzięłam od Ignaczaka waciki, co on też przyjął z wielką ulgą.
Postanowiłam, że nie będę już więcej spać w tym autokarze, więc już do końca naszej drogi miałam oczy szeroko otwarte. Do katowickiego hotelu dojechaliśmy dosyć wcześnie, więc chłopcy zaraz po zjedzeniu śniadania pognali na trening, a my z Zuzą stwierdziłyśmy, że się przejdziemy po mieście i rozeznamy się w terenie.
- Co u Matta? - zapytała Zuza, zakładając na głowę niebieską czapkę - Dawno z nim nie gadałam, ale z daleka widać, że ostatnio jakiś nieswój.
- Wydaje się być w porządku. - wzruszyłam ramionami, chcąc zmienić temat.
- Oczywiście, że nie. Jak możesz z nim mieszkać i nic nie zauważyć? - zdziwiła się, uważnie się mi przypatrując.
- Nie gadamy o wszystkim, niektóre tematy są w naszej relacji po prostu... unikane. - wyznałam, chowając dłonie do kieszeni kurtki, przeklinając się w duchu, że i ja nie wpadłam na taki pomysł, by zabrać ze sobą czapkę.
- Tak jak twój związek z Wronką? - zapytała, kopiąc mały kamyk, który leżał na chodniku.
- Między innymi. - przyznałam - Popatrz, możemy wstąpić na kawę do tej kawiarenki. - wskazałam na małą kafejkę, która zachęcała nas do odwiedzenia swoimi kolorowymi napisami.
- Dlaczego o tym nie gadacie? - Zuza dalej drążyła temat, ignorując moją propozycje.
- Boże, nie wiem! Za każdym razem, jak Matt słyszy imię: Andrzej, robi się jakiś drażliwy, a ja nie mam ochoty wysłuchiwać jego historii z Dianą, skoro on nie może zrobić tego dla mnie. - byłam już lekko poirytowana, a do tego zimny wiatr wiał mi prosto w twarz i nie marzyłam teraz o niczym innym jak o ciepłej kawie i kompletnej zmianie tematu.
- Może jest zazdrosny?
- O co? - prychnęłam, zagarniając długie włosy za ucho.
- O Ciebie? - powiedziała to takim głosem, jakby było to zupełnie oczywiste.
Kiedy to usłyszałam, mimowolnie poczułam w środku jakąś lekką iskierkę radości.
- Ma dziewczynę. - przypomniałam jej.
- Serce nie sługa. - uśmiechnęła się w moją stronę i złapała mnie pod ramię, a następnie zaciągnęła do kawiarni, o której wcześniej wspominałam.
Nic nie odpowiedziałam. Czułam, że nie powinnam kontynuować tej rozmowy. Ponadto ogarnęło mnie lekkie poczucie winy, na myśl, że ten - właściwie niedorzeczny pomysł Zuzy sprawił mi taką radość. Dobrze układało mi się z Andrzejem i w moim miejscu nie było miejsca na żadnego innego faceta, a już na pewno nie faceta w komplecie z dziewczyną.
Do czasu...

Po pysznej gorącej kawie udałyśmy się do katowickiego Spodka na mecz. Jak zwykle dostałyśmy pierwszy rząd miejsc, co nie spodobało się kilku dziewczynom, próbującym się dopchać do siatkarzy po autografy i skomentowały to jakimś złośliwym komentarzem. Kiedy do Zuzy podbiegł Piotrek aby obdarować ją siarczystym buziakiem przed meczem, już prawie kipiały ze złości i myślałam, że zaraz rzucą się nam do gardeł. Jednak Zuza się tym nie przejęła tylko dyskretnie pokazała im środkowy palec, na co ja lekko parsknęłam śmiechem.
Może nie było to szczególnie uprzejme, ale uwagi, które wymieniały o nas między sobą na pewno też do takich nie należały.
Kilka minut później mecz się rozpoczął. Jak zwykle byłam bardzo podekscytowana i darłam się na całe gardło dopingując chłopaków. Jak ktoś powiedziałby mi kilka miesięcy temu, że będę 1/4 swojego czasu spędzać na dopingowaniu siatkarzy i oglądaniu meczów, głośno bym go wyśmiała. Niestety pomimo moich krzyków pierwszego seta Skra przegrała z Jastrzębskim Węglem. To zmusiło mnie do jeszcze głośniejszych okrzyków i po drugim secie, ale co prawda wygranym przez Skrę, miałam wrażenie, że zdarłam sobie całe gardło. Na trzeciego seta trochę się uspokoiłam i głównie siedziałam na swoim miejscu co chwila wymachując żółto-czarną flagą z logiem Skry. Pomimo to zakończył się zwycięstwem dla naszych. Ostatni set był zdecydowanie najostrzejszy bo zagrożeni zawodnicy Jastrzębskiego Węgla walczyli o każdą piłkę i wykorzystywali każdy najmniejszy błąd naszych siatkarzy, czy to w ustawieniu czy w bloku. Skupili się głównie na słabych punktach bełchatowskich zawodników. Zdecydowanie bohaterem tego seta był Mariusz Wlazły, który wielokrotnie potrafił zupełnie odwrócić przebieg meczu. Był taki nastawiony na zwycięstwo, że nic nie było w stanie wytrącić go z równowagi. Kiedy mecz się zakończył, a tablica wskazywała wynik: 25:22 radośnie wyskoczyłam z trybun i przeskoczyłam przez bandę, a następnie pognałam przez boisko i rzuciłam się na plecy Mariuszowi.
- Gratuluje! - wykrzyczałam mu prosto do ucha, na co trochę się skrzywił, ale podziękował mi i kilka razy okręcił wokół siebie.
Następnie podbiegłam do pozostałych siatkarzy i radośnie ich uściskałam. Kiedy podeszłam do Wronki, wziął mnie na ręce i złożył na moich ustach lekki pocałunek. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą najdłużej jak mogłam.
- Jeszcze jeden poproszę, za ten cudowny doping. - szepnęłam, a on chętnie spełnił moją prośbę, cały czas szeroko się uśmiechając.
Kiedy już odstawił mnie na ziemię, podeszłam do Matta, który stał centralnie obok nas i się do niego przytuliłam. Niestety nie odwzajemnił uścisku, lecz akurat w tym momencie sięgnął po wodę i się jej napił. Odsunęłam się i spojrzałam na niego lekko zawiedziona.
- Zmęczony jestem. - wyjaśnił, po czym zarzucił sobie na ramię biały ręcznik i skierował się w stronę szatni, a ja stałam tam na środku boiska, czując się jakbym właśnie oberwała od kogoś w twarz.


Wieczorem, kiedy dotarliśmy do hotelu, a nasi sportowcy zdążyli już troszkę odpocząć, do naszego pokoju wpadł Michał Kubiak, mówiąc, że za pięć minut widzi wszystkich przy barze w hotelu, bo chcą oblać dzisiejsze zwycięstwo.
- Nie, błagam... jestem wykończona. - westchnęłam, leniwie przewracając się na łóżku.
- Nie ma gadania! - Kubi chwycił mnie za ręce i momentalnie ściągnął ze mnie pościel - Ostatni raz piliśmy na tej imprezie w klubie, chyba nie chcesz przegapić kolejnego tańca Winiara? - spojrzał na mnie wzrokiem z serii typu: "no MI chyba nie odmówisz?"... No więc nie miałam wyjścia, występu Michała przegapić nie mogłam. Całą trójką wyszliśmy z pokoju, a Zuza zamknęła za nami drzwi i schowała klucz w kieszeniach spodni.
- Pokój numer 6, zapamiętaj gdzie schowałam kluczyk. - poprosiła mnie i poprawiła swoje okulary na nosie.
Kiedy zeszliśmy do baru, jak można się było spodziewać, wszyscy siatkarze już pozajmowali swoje miejsca. Przyszło nawet kilku siatkarzy z Jastrzębskiego Węgla, którzy mieszkali w tym samym hotelu co my.
- Dima! - Zuza rzuciła się na jakiegoś chłopaka z przeciwnej drużyny i zaczęli się serdecznie witać. - Tak dawno Cię nie widziałam! - powiedziała, a następnie przedstawiła mnie z obcym mi do tej pory siatkarzem.
- To Dima Filippov, jeden z najśmieszniejszych ludzi jakich poznałam w caaałym swoim życiu. - stwierdziła i jeszcze raz mocno się do niego przytuliła.
- Ej, bo zacznę się robić zazdrosny. - pogroził im palcem Piotrek, z typowym dla siebie spokojem - Dima odklej się proszę od mojej dziewczyny... dziękuje. - powiedział, po czym wrócił do swoich zajęć, a ja z uśmiechem przyglądałam się tej sytuacji.
Uwielbiam Piotrka, zawsze jest taki naturalny, a ten jego spokój dodaje równowagi całej drużynie. W końcu zespół potrzebuje nie tylko takich wojowników jak Kubi, ale i także osób spokojnych, które potrafiłyby wprowadzić harmonię i niepowtarzalną atmosferę do drużyny.
Przedstawiłam się Dimie i chciałam podać mu rękę, ale on od razu mnie przytulił, co automatycznie poprawiło mi nastrój.
- Nie ma śniega. - powiedział, wskazując na okno, wychodzące na zewnątrz.
- No nie ma, ale pewnie już za niedługo będzie. - pocieszała go Zuza, a ja spoglądałam na nich z rozbawianiem.
- Dima chce śniega. - oznajmił, a my obie głośno się roześmiałyśmy.
- Dima chce, Dima ma. - zapewniła go Zuza, klepiąc go po ramieniu, po czym podeszliśmy do stołu wokół którego wszyscy się zgromadzili.
- Do dna. - podszedł do mnie Andrzej z kieliszkiem w ręku, a ja przejęłam go od niego i wlałam w siebie całą jego zawartość. Od razu poczułam ciepło rozpływające się po całym moim ciele. Z uśmiechem oddałam Wronce kieliszek, a on odniósł go do baru, posyłając mi przy tym buziaka w powietrzu.
- Liczę, że dzisiaj też sobie pośpiewamy. - tym razem to Winiar pojawił się obok mnie i objął mnie swoim ramieniem.
- Z tobą? Zawsze! - roześmiałam się i wzięłam od Michała kieliszek, który trzymał w ręku - Tylko jeszcze muszę na to zapracować. - machnęłam mu nim przed twarzą, by dać do zrozumienia o co mi chodzi.
- Mi to nie potrzebne. - oznajmił i objął mnie w pasie, by zacząć ze mną tańczyć jakieś niestworzone tańce. Na początku trudno nam było się razem zgrać, ale po kilku minutach zaczęło nam iść całkiem nieźle, przynajmniej na tyle, że nie deptaliśmy się przy każdym kroku.
- Moim koronnym tańcem są pasodoble. - stwierdził, a jego niepowtarzalnie niebieskie oczy momentalnie rozbłysły - Ale jak widać w innych też sobie nieźle radzę.
Potwierdziłam to ze śmiechem, aczkolwiek wątpiłam czy to co wyprawialiśmy można było nazwać jakimkolwiek tańcem. Wygłupialiśmy się tak jeszcze przez kilka minut, Igła zaczął nas nagrywać a Mariusz bił nam głośno brawo, kiedy taniec przerwała nam głośna wrzawa śmiechu, dochodząca ze stolika siatkarzy.
- Co jest?! - zawołał Wlazły z zainteresowaniem.
- Dima właśnie stwierdził, że jego pasją w życiu jest łowienie ryb. - poinformował nas Zbyszek, który był już cały czerwony na twarzy, więc jak widać, nieźle mu szło dzisiejsze oblewanie.
- Dima nie ma ryba! - zawołał Igła, a pozostali zaczęli się głośno śmiać.
- Brutalnie nam przerwano, ale mimo wszystko bardzo dziękuje. - Winiar posłał mi jeden z tych swoich idealnych uśmiechów, a następnie nisko się ukłonił i oddalił się w kierunku Bartka Kurka, który o mało co nie spadł z krzesła, słysząc to, co mówił do niego Bartman.
Siedzieliśmy na dole przez cały wieczór, cały czas ze sobą, na przemian: rozmawiając, śmiejąc sie, śpiewając. Większość chłopaków nie przesadzała z alkoholem bo jutro czekał ich kolejny mecz, ale Ci którzy nie byli w pierwszym składzie pozwolili sobie na troszkę więcej. Matthew prawie cały wieczór spędził na uboczu, non stop robiąc coś na swoim telefonie. Nie zamierzałam do niego podchodzić, bo wiem, że prawdopodobnie nie życzył sobie dzisiaj mojego towarzystwa, więc po prostu cieszyłam się czasem, który mogłam spędzić z chłopakami, nowym poznanym Dimą i Andrzejem. Zresztą i tak niedługo potem Matt zmył się do swojego pokoju. Po północy i my postanowiliśmy wrócić na górę, bo jutro zaraz po śniadaniu, chłopaków czekał trening. Zuzy nie było wśród siatkarzy, musiała w takim razie już wcześniej wyjść. Nawet nie zauważyłam, kiedy zniknęła, widocznie poczuła się zmęczona. Wyszłam z jadalni ostatnia, bo jako jedyna kobieta w towarzystwie miałam odrobinę sumienia i posprzątałam syf, który narobiliśmy, żeby ułatwić dalsze sprzątanie barmance. Kiedy wychodziłam spojrzała na mnie z wdzięcznością i od razu zabrała się za porządki. Pewnie mało osób jej pomagało, niewiele ludzi martwi się takimi osobami jak kelnerki w restauracji czy sprzedawcy w sklepie, a powinni, bo wykonują naprawdę ciężką robotę.
Muszę przyznać, że kiedy wychodziłam po schodach, kilka razy się potknęłam, a numerki na drzwiach dziwnie migały mi przed oczami. Chyba jednak nie powinnam się kusić na te dwa kolejne drinki, oferowane przez Dimę. Kiedy już dotarłam na nasze piętro, rozejrzałam się po korytarzu i zaczęłam szukać swojego pokoju, na szczęście upragniony pokój nr 9 znajdował się nieopodal, więc nie musiałam pokonywać całego korytarza by go znaleźć. Weszłam do swojej sypialni i nawet nie włączając światła, żeby nie budzić Zuzy, która pewnie już spała, położyłam się na swoim wygodnym łóżku i zasnęłam.


Wiem, że mam pewnie opóźnienie i bardzo was za to przepraszam, ale w święta nie było kiedy pisać :/ Mam nadzieję, że przed nowym rokiem uda mi się coś jeszcze dodać :)
Napiszcie w komentarzach jak wam się podoba, bo mało tutaj jest tych wypowiedzi, a bardzo liczę na wasze opinie!
Pozdrawiam :* 

5 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo mi się podoba, w przeciwieństwie do zachowania Matta, ale w końcu opowiadanie musi być ciekawe i takie jest dzięki temu :) Coś mi się wydaje, że ktoś tu pomylił numerki w pokojach, ale tylko tak troszeczkę i coś mi świta w którego siatkarza pokoju zameldowała się w nocy Lena, ale nie uprzedzajmy wypadków (a może nawet nie mam racji :p). Już nie mogę się doczekać następnej części. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuje za komentarz <3 + nono chyba dobrze myślisz ;)
      ps to nie Lena tylko Julka haha z rozpędu napisałam na górze imię, którym posługiwałam się w poprzednim opowiadaniu, ale już poprawione haha

      Usuń
  2. Dzięki za poprawienie, czasami ciężko spamiętać wszystko i dlatego zerknęłam na imię na początku. Teraz już postaram się pamiętać haha :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Koleżanka Julii ma rację :) Matthew wyraźnie jest o nią zazdrosny. A ta scena po meczu ze zmęczeniem to doskonale ukazuje. Rozdział świeny i już zabieram się za następny ;3 Pozdrawiam i weny ;* Zaprasaam cię na Matta i Karola : zniszczone-marzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaaaaa cieszę się, że Ci się podoba :D
      a twoje blogi na pewno dzisiaj odwiedzę i skomentuje, zwłaszcza, że tego drugiego jeszcze okazji czytać nie miałam ;c

      Usuń