wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 14

JULIA

Kolejne mecze szły chłopakom znacznie lepiej. W początkowej fazie brakowało im trochę pewności siebie, która ulotniła się po przegranej z Resovią, jednak szybko wzięli się w garść, wygrywając przy tym trzy następne mecze.
Aktualnie leżałam na łóżku w swoim pokoju hotelowym, słuchając opowiadań Zuzy, która w tym czasie malowała sobie paznokcie, kiedy do naszego pokoju wszedł Paul Lotman.
- Zapraszamy wszystkich na dół. Zabawa na koszt Rzeszowa! - zawołał amerykański przyjmujący. Zuzie nie trzeba było dwa razy powtarzać, momentalnie wstała, nie zważając na wpół wyschnięte paznokcie.
- Idziemy! - zawołała do mnie, na co ja przykryłam głowę poduszką. Niestety taki gest nie spotkał się z akceptacją moich przyjaciół.
Zuza czym prędzej wyrwała mi poduszkę z rąk, a Paul wziął mnie na ręce, po czym przerzucił mnie przez swoje ramię tak, że wisiałam głową w dół, obijając się o jego plecy.
- Dobra, zrozumiałam, idę! Puść mnie wariacie! - krzyknęłam, kiedy wyszliśmy na korytarz, mój krzyk automatycznie przyciągnął wzrok innych siatkarzy, którzy przyglądali nam się z rozbawieniem.
W odpowiedzi usłyszałam tylko cichy śmiech Lotmana, byłam pewna, że mnie nie puści, więc z rezygnacją westchnęłam i przestałam się wiercić, modląc się, żeby jak najszybciej znaleźć się na dole. Kiedy nareszcie postawił mnie na ziemi, odetchnęłam z ulgą, usiłując przywrócić mojej fryzurze normalny wygląd.
- Czego się napijesz? - zapytał, kiedy stanęliśmy przy barze.
- Oddaje się w twoje ręce. - uśmiechnęłam się do niego, zastanawiając się, czy nie będę potem tego żałować.
Amerykanin wyszczerzył się od ucha do ucha, prosząc o drinki o jakieś dziwnej nazwie, której nawet nie potrafiłam powtórzyć. Chwilę później barman wręczył nam dwie wysokie szklanki z kolorowym napojem. Podziękowałam i chwyciłam różową słomkę , pociągając małego łyka.
- Niezłe. - odparłam, mrużąc jedno oko.
- Wiedziałem, że Ci posmakuje. - odparł, jednocześnie machając do kogoś, kto znajdował się za moimi plecami. Obróciłam się i zauważyłam, że kieruje się do nas jakiś wysoki siatkarz z Resovii.
- To jest Matteo. - przedstawił mi go Paul, kiedy siatkarz już do nas podszedł.
- Julia. - przedstawiłam się, przypominając sobie, że jest to ten siatkarz przez którego między innymi Skra przegrała pierwszy mecz. Był naprawdę dobry, szczególnie na zagrywce.
Włoch dosiadł się do nas i chwilę porozmawialiśmy. Dowiedziałam się, że wcześniej grał we włoskim klubie Modena Volley, jednak od tego sezonu postanowił spróbować swoich sił w Polsce. Bardzo miło się z nim rozmawiało i chciałam móc kontynuować rozmowę jednak w chwili gdy do sali wszedł Matt pod rękę z Dianą, całkowicie się rozkojarzyłam.
- Julia? - zapytał Matteo, wymawiając moje imię z seksownym włoskim akcentem, a ja uświadomiłam sobie, że właśnie zadał mi jakieś pytanie, zdezorientowana przeprosiłam go i kończąc swojego drinka odeszłam od stołu, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Kątem oka widziałam jak Paul podąża za moim wzrokiem, a gdy spostrzegł swojego przyjaciela z Dianą, spojrzał na mnie ze współczuciem.
Kiedy wyszłam na taras, spostrzegłam Mariusza, który siedział samotnie na ławce i pisał coś na swoim telefonie.
- Nie bawisz się? - zapytałam, wskazując na szybę, za którą siatkarze świętowali w najlepsze. Mogliśmy obserwować tańczących chłopaków z drużyny, którzy dawali nam znaki, żebyśmy się do nich przyłączyli.
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie. - powiedział,  robiąc mi miejsce obok siebie, ale kiedy usiadłam, wyjaśnił mi dlaczego nie znajduje się teraz na parkiecie.
 - Dostałem mandat i rozmawiam teraz ze swoją żoną, zaraz do nich wrócę. - poinformował mnie - To pewnie przez to, że mam niezły samochód, jestem młody i uprawiam sport. - stwierdził, a ja parsknęłam śmiechem.
- A może nie? - udawał oburzonego moją reakcją.
- Jestem pewna, że to dlatego, policjant był zazdrosny. - szybko spoważniałam, starając się ukryć szeroki uśmiech, który dobijał się aby móc ukazać się na mojej twarzy.
- Robisz minę na Cichego Pita? - zapytał, a kiedy nie zrozumiałam dodał - No wiesz, twarz pokerzysty. - wyjaśnił, próbując naśladować moją mimikę twarzy.
- Nadajesz się do kabaretu. - powiedziałam, wybuchając śmiechem i patrząc na  tworzone przez niego miny. Wystarczyły dwie minuty, aby poprawił mi humor.  Już prawie zdążyłam zapomnieć o widoku, przez który wyszłam z salonu, gdzie balowali teraz wszyscy siatkarze.
 - A ty czemu nie tam? -  zapytał, chowając  telefon do kieszeni.
- Nie mam nastroju, Lotman siłą wyniósł mnie z pokoju. - odparłam, właściwie niewiele mijając się z prawdą, zwłaszcza, że druga część tego zdania była jak najbardziej prawdziwa.
- Nie masz nastroju do zabawy z siatkarzami? Poczekaj, niech to tylko powiem Winiarowi... - pogroził mi palcem i ze śmiechem podbiegł to tarasowych drzwi, a następnie za nimi zniknął, po to by po chwili pojawić się z Michałem u swojego boku.
- Chodź, w sali czeka na nas świniak, którego na pewno zjemy. - Winiar wziął mnie pod ramię i nie chcąc słyszeć ani słowa protestu, zaciągnął mnie do środka i wyciągnął na sam środek parkietu.
Na początku szło mi opornie i błagałam Michała, żeby pozwolił mi usiąść, jednak on nie chciał się poddać. Zawołał Michała Kubiaka, który podsunął mi pod nos dwie mocne kolejki  i ze śmiechem poklepał mnie po plecach.
- Teraz już będzie tańczyć. - zapewnił Winiara, po czym wrócił do Kurka i Bartmana, którzy grali w karty z nim przy jednym ze stołów.
- No i gdzie masz tego świniaka? - zapytałam, równocześnie coraz bardziej się odprężając.
- Tak serio to jest na działce u Roberta Prygla. - odparł, okręcając mnie wokół siebie i śmiejąc się sam ze swojego żartu, którego nie do końca rozumiałam.
Po chwili dołączyli się do nas kolejni siatkarze i w ciągu 20 minut zgromadziliśmy już na parkiecie praktycznie wszystkich, w tym Matta, który cały czas tańczył  z Dianą. Starałam się nie patrzeć w ich stronę, lecz sama łapałam się na tym, że mi to nie wychodzi. Mimowolnie co chwilę na nich spoglądałam, nie mogąc nic na to poradzić. Sylwetka Amerykanina działała na mnie jak magnes. Już byłam przekonana, że nic nie jest w stanie sprawić, żebym się dzisiaj dobrze bawiła i miałam zamiar udać się do pokoju, kiedy pojawił się przede mną Matteo.
- Nigdzie nie idziesz. - powiedział, wyłapując moje tęskne spojrzenie, jakie rzucałam w kierunku drzwi wejściowych.
- Jestem zmęczona. - westchnęłam głęboko i spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
W tym samym czasie z głośników zaczęła wydobywać się dobrze znana mi melodia- " Mamma Mia".
- Teraz to już nie możesz odmówić. - uśmiechnął się Piano, który także zwrócił uwagę na piosenkę, którą teraz puścili.
- Chyba masz rację. - uśmiechnęłam się do niego i chwyciłam go za rękę, po czym dołączyliśmy do Lotmana, który razem z Pitem i Zuzą odstawiali jakieś nieznane nikomu dotąd tańce. Razem z Zuzą zaczęłyśmy głośno śpiewać tekst piosenki, która ostatnio nieustannie towarzyszyła nam przy wspólnych jazdach samochodowych.
- O Mamma Mia, He's Italiano! He's gonna tell me a milion lies.
O Mamma Mia, He's Italiano! I love the way when I look in his eyes.
O Mamma Mia Mamma Mia AJAJAJ! - śpiewałyśmy na całe gardło, tańcząc wokół włoskiego środkowego, dedykując mu w ten sposób cały utwór. Matteo pod koniec piosenki prawie umierał ze śmiechu nad naszym tańcem i fałszem, który niósł się po całej sali.
- Jestem zaszczycony. - powiedział, przytulając mnie do siebie. - Wcale nie wyglądasz na zmęczoną. - dodał, lekko mrużąc jedno oko, jakby chciał w ten sposób przejrzeć mnie na wylot i odkryć dlaczego chciałam wyjść wcześniej.
- Nie ma sprawy. Polecamy się na wieczór kawalerski. - wypaliłam, ignorując jego drugie stwierdzenie, co wszyscy siatkarze stojący obok skomentowali głośnym śmiechem.  A właściwie prawie wszyscy, bo Mattowi na pewno nie było do śmiechu.
Stał trochę z boku, uważnie wpatrując się we mnie i Matteo. Udałam jednak, że tego nie zauważyłam i wyślizgując się z objęć Włocha, zaciągnęłam stojącą obok mnie Zuzę na parkiet.
Chciałam trochę odpocząć od towarzystwa siatkarzy i chwilę z nią porozmawiać, jednak mi się to nie udało, bo gdy tylko się oddaliłyśmy muzyka ucichła i usłyszałyśmy potężny głos Michała Kubiaka, który prosił o ciszę.
- Chciałbym wznieść toast, za zdecydowanie najlepszego zawodnika ostatnich kilku dni, dzięki któremu bez problemu udało nam się wygrać ostatnie mecze. Zbysiu chodź do nas! - krzyknął Kubi, unosząc rękę w górę, wraz z trzymanym w niej kieliszkiem.
Rozglądnęłam się po sali w poszukiwaniu Zbyszka, jednak nikt się nie pojawiał. Kubiak głośno odchrząknął po czym dodał, że nie ma najmniejszego zamiaru bawić się w chowanego.
- Jest z nami Marcin, jest z nami Krzysiek, nie ma z nami Zbyszka! Gdzie jest ku*wa Zbyszek?! - zaśpiewał Winiar z drugiego końca sali, wesoło wymachując rękami nad głową, wskazując przy tym na Możdżona i Ignaczaka, którzy mogli się poczuć bohaterami tej piosenki.
Kiedy było wiadome, że Zbyszka nie ma w sali, zaczęłam jeszcze raz przeczesywać całe pomieszczenie wzrokiem w poszukiwaniu dziewczyny Matta, ale jej też nie znalazłam.
- Jest z nami Zuza i Winiar-Zryta-Bania, nie ma z nami Diany! Gdzie jest ku*wa Diana?! - niewiele myśląc dołączyłam się do zabawy Michała, patrząc przy tym prosto na Matta.
Kiedy usłyszał co właśnie zaśpiewałam najpierw sprawiał wrażenie zaszokowanego, lecz kiedy się otrząsnął posłał mi gniewne spojrzenie po czym ze złością kopnął krzesło, przy którym właśnie stał i pośpiesznie wyszedł z sali.
- Julka... przegięłaś. - zwróciła się do mnie Zuza, próbując przywołać mnie do porządku.
- Dlaczego? Nikt poza Wroną nie wie, że Diana go zdradza, nie domyślą się. Poza tym połowa tego towarzystwa jest już pijana i jutro nie będą wiedzieć co się wydarzyło. - próbowałam się bronić i zarazem rozglądając się wokół, patrząc jak inni na to zareagowali. Większość osób wróciła już do zabawy.
- Nie chodzi o to kto wie, kto nie, czy o to co pomyślą inni. Chodzi o Matta, tym razem przesadziłaś. - pouczyła mnie poważnym tonem, patrząc mi prosto w oczy.
- Powiedziałam mu przecież prawdę, to nie uwierzył. - spojrzałam na nią zdenerwowana, nie wiedząc o co tym razem jej chodzi. - Może trzeba było ostrzej. - stwierdziłam, wzruszając ramionami.
- Widocznie potrzebował czasu... - skwitowała to słabym głosem, po czym odwróciła się w stronę wołającego ją Piotrka i dała mu znać, że zaraz przyjdzie. - Myślę, że wiesz co robić.
- powiedziała, po czym oddaliła się w stronę Nowakowskiego, a ja pokiwałam głową, Wiedziałam co robić.

MATT


Złość wypalała mnie od środka, najszybciej jak tylko potrafiłem wyszedłem z sali i skierowałem się do swojego pokoju. Czułem, że jeszcze chwila i nie będę wstanie już więcej tego wytrzymać. Jak najszybciej chciałem dowiedzieć się prawdy. Gwałtownie otworzyłem drzwi do swojego pokoju, jednak był pusty a światło zgaszone. Skierowałem się więc do pokoju Zbyszka, który znajdował się piętro wyżej. Nie pukając, wpadłem do jego sypialni i rozejrzałem się wokół.
- Co jest stary? - zapytał Zbyszek, który właśnie nalewał sobie gorącej wody do kubka. W jego głosie słychać było lekkie zdenerwowanie. Przyjrzałem się mu uważnie i ruszyłem w głąb pokoju, mając nadzieję, że nie zastanę tam Diany. Miałem rację, pokój był pusty i ani śladu mojej dziewczyny.
- Szukam Diany. - odpowiedziałem z lekką ulgą w głosie, jednak zauważyłem cień zmiany na twarzy Bartmana, w chwili kiedy wypowiedziałem jej imię.
- Emm... no to ja Ci nie pomogę. - odparł Zbyszek, a w tej samej chwili do pokoju weszła Diana.
- Już myślałam, że nie uda mi się stamtąd... - przerwała w chwili gdy tylko mnie zobaczyła. Szeroko tworzyła oczy i zakryła sobie usta ręką.
Nie wiem kto był bardziej zdziwiony obecnością drugiej osoby. Wszystkie te emocje, które towarzyszyły mi od kilku miesięcy, zmieszały się i nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa. Po kilku minutach zdecydowała odezwać się Diana, jednak też nie była w stanie powiedzieć zbyt wiele.
- Matt, ja... - w jej oczach stanęły łzy, widać było, że nie ma pojęcia jak to wyjaśnić. Postanowiłem jej to ułatwić. Nigdy nie sądziłem, że zadanie jednego, prostego pytania, sprawi mi aż tyle trudu.
- Zdradzasz mnie? - zapytałem ze ściśniętym gardłem.
Nic nie odpowiedziała, co było dla mnie jednoznaczną odpowiedzią. Nie miała odwagi nawet spojrzeć mi w oczy, stała tylko w drzwiach, a łzy bezwiednie spływały jej po policzkach.
Miałem wrażenie jakby w moim ciele rozpętał się pożar, wszystko paliło mnie od gniewu. Ze złością podszedłem do Zbyszka i mocno zaciskając pięść, uderzyłem go w żuchwę. Siatkarz zatoczył się do tyłu i zdezorientowany usiadł na łóżku. Wiedziałem, że muszę jak najszybciej opuścić ten pokój, żeby nie zrobić mu większej krzywdy, więc wyminąłem Dianę w drzwiach i nawet na nią nie patrząc zbiegłem po schodach w dół.
Kiedy znalazłem się w holu, podbiegłem do drzwi wejściowych, tak aby wyjść z hotelu niezauważonym. Dopiero kiedy znalazłem się na świeżym powietrzu mój mózg powoli zaczynał znowu normalnie pracować. Z jednej strony nadal czułem ogromną złość. Na Zbyszka, na Dianę, a przede wszystkim na samego siebie. Nie uwierzyłem Julce, kiedy mówiła mi, że Diana jest wobec mnie nie w porządku. Nie mogłem sobie wybaczyć tego jak okropnie ją potraktowałem. Przecież mi na niej zależało, a tymczasem  robiłem wszystko by zaprzeczyć swoim uczuciom. Zdenerwowany usiadłem na ławce, która stała na  wąskiej alejce obok hotelu i schowałem twarz w dłoniach. Zdałem sobie sprawę, że mimo wszystko, tej złości towarzyszyła też pewnego rodzaju ulga.



Ten rozdział miał być jakiś taki lepszy... no a wyszedł jak zwykle, przeciętny ;c
Miałam nadzieję, że uda mi się to napisać trochę lepiej, nie wiem czy to przez tą gorączkę, która męczy mnie w pierwszym tygodniu ferii, ale wydaje mi się, że troche zawaliłam ;c
W każdym razie mam już całokształ tego opowiadania zapisany na kartce i chciałabym was poinformować, że do końca 1 części tej historii zostały jeszcze 2 rozdziały + 1 rozdział bonusowy (ale będzie on poświęcony innym bohaterom tego opowiadania) ;)
Od razu mówię, że planuje napisać 2 część, ale prawdopoobnie będzie tak jak w wypadku mojego opowiadania z Andreasem Wellingerem, że zrobie sobię przerwę od historii o Mattcie, żeby dopiero po pewnym czasie wrócić z nowymi pomysłami.
Ale na razie jeszcze pisze :D Mam nadzieję, że uda mi się coś dodać jeszcze w tym tygodniu, a jak nie to ze względu na wyjazd, następny rozdział pojawi się dopiero w weekend po feriach (czyli 7/8 marca). Do następnego :*

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 13



MATT

Minął już tydzień od mojej kłótni z Julką, a my nadal prawie w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Zamienialiśmy kilka zdań na dzień i to tylko wtedy jeżeli było to konieczne. Było mi przykro z tego powodu, bo nie tak miało się to skończyć. Raz usłyszałem ją nawet płaczącą w środku nocy w swoim pokoju, ale chyba byłem zbyt dumny, albo zbyt tchórzliwy żeby tam wejść i spróbować ją pocieszyć. Za to moje relację z Dianą uległy znacznej poprawie, byliśmy na dobrej drodze odbudowania tego związku. Nie byłem pewien czy na pewno tego chce, ale wydawało mi się, że mojej dziewczynie zależy, dlatego robiłem wszystko co w mojej mocy aby jej nie zawieść.
Dzisiaj mieliśmy udać się ponownie do Katowic, aby rozegrać kilka ostatnich meczów przed nadchodzącymi świętami Bożego Narodzenia. Naszymi przeciwnikami mieli być m.in Resovia Rzeszów i Zaksa Kędzierzyn Koźle. Zaproponowałem Dianie wyjazd razem z nami, na co bardzo się ucieszyła. Stwierdziłem, że to dobrze, bo będę mógł spędzić z nią jeszcze więcej czasu. Przyszła do mieszkania około godziny 8. Przywitałem się z nią, oznajmiając, że za kilka minut możemy wychodzić, bo muszę spakować jeszcze tylko kilka drobiazgów.
- Cześć. - powitała nas Julka, stojąc u progu swojego pokoju - Jedziesz z nami? - skierowała to pytanie do Diany.
Moja dziewczyna potaknęła, na co współlokatorka zmusiła się  tylko do krzywego uśmiechu.
- Wronka po mnie przyjechał. Spotkamy się na parkingu pod halą. - oznajmiła, po czym wyszła z mieszkania głośno zamykając za sobą drzwi.
- Wrócili do siebie? - zapytała Diana, zagarniając swoje długie blond włosy za ucho.
- Kto? - warknąłem, wrzucając ostatnie rzeczy do plecaka, chociaż doskonale wiedziałem o kogo mnie pyta.
- No Julka i Andrzej. - powiedziała, wpatrując się we mnie uważnie w lustrzanym odbiciu.
- Nie wiem, mam to gdzieś. - odparłem, zasuwając zamki w plecaku i jednocześnie czując gniew wzbierający się w moim ciele. Nie mogłem znieść myśli, że Julia mogłaby znowu być z Andrzejem. Miałem wrażenie jakby gorąca fala ognia przeszła po całym moim organizmie. Ciężko usiadłem na kanapie i głęboko odetchnąłem, próbując się uspokoić.
- Hej, co jest? - Diana uklękła przy czarnej sofie i swoimi dłońmi objęła moją twarz.
- Nic. - wzruszyłem ramionami, próbując uspokoić ją lekkim uśmiechem, lecz chyba nie za bardzo mi się to udało.
- Przecież widzę, że...
- Nie, serio. Wszystko okej. - zapewniłem ją, wstając i zarzucając sobie na plecy plecak, który przed chwilą spakowałem. - Możemy iść. - poinformowałem ją i podszedłem do drzwi wejściowych, otwierając je na oścież i mając nadzieje, że dziewczyna nie zada już ani jednego pytania.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Julka z Wroną już tam byli, podobnie jak większość naszej drużyny. Razem z Dianą wpakowaliśmy się do autokaru i zajęliśmy sobie miejsce w samym tyle.
- Hej, kolego! - krzyknął Igła - Pozwoliłem Ci tutaj usiąść? To miejsce jest dla vipów. - zaśmiał się libero, przez chwilę robiąc sobie z nas żarty.
Kiedy już wszyscy siedzieli na swoich miejscach, autokar w końcu ruszył, co siatkarze skomentowali głośnym okrzykiem radości. Diana oparła swoją głowę na moim ramieniu, a ja pocałowałem ją w czoło, taki sam gest wykonałem ponad tydzień temu w stosunku do Julki, która razem z Wroną siedziała dwa fotele przed nami.
Podróż przebiegała monotonnie, chłopaki z tyłu cały czas rozmawiali i z czegoś się śmiali, ale ja bałem się poruszyć, żeby nie zbudzić Diany śpiącej na moim ramieniu. W autokarze i tak było zaskakująco cicho jak na klubowe wyjazdy. Po dwóch godzinach jazdy Igle zaczęło się nudzić, więc wyciągnął swoją kamerę i zaczął nagrywać wszystkich dookoła.
- A tutaj Matt. Matt zapięknia ten świat. - powiedział Ignaczak, dając zbliżenie na moją twarz i klepiąc mnie dłonią po policzku. - Ze względu na to, że dziewczyna śpi w jego ramionach, nie będziemy mu przeszkadzać. - oznajmił i ruszył w dalszą część autobusu.
- A tutaj Julka i śpiący Wronka, Wronce już możemy podokuczać. Halo Andrzej! - zawołał mu prosto do ucha, zrywając tym samym Andrzeja ze snu. Siatkarz nie za bardzo wiedział co się dzieje, lecz kiedy tylko zobaczył Krzyśka z kamerą, od razu odsunął ją od swojej twarzy.
- Nie śpij. - zarządził Igła - Słyszysz? Musisz się słuchać starszych, nie możesz spać!- powiedział, cały czas się śmiejąc. - Będziemy Ci dokuczać, żebyś nie spał. - dodał.
- Dzień jak co dzień. - odparł środkowy, przecierając oczy i wzruszając ramionami.
- To ta magiczna, niebieska tabletka. - wyszeptał tajemniczym głosem Karol z siedzenia obok.
- Zobacz, która jest godzina, nie? - zaproponował Ignaczak, nie dając Wronie spokoju.
Andrzej leniwie uniósł lewą rękę, na której miał założony zegarek, po czym zmrużył oczy i wyciągnął telefon, ponownie sprawdzając czas.
- Różna. - odparł - Znowu przestawiłeś mi zegarek frajerze. - rzucił swojemu najlepszemu przyjacielowi ostre spojrzenie.
- Chcesz? Mam jeszcze. - zaproponował Karol, trzymając w dwóch palcach niebieską tabletkę, przy tym zupełnie ignorując posłane mu oskarżenie.
- Co wyście robili jak to jest niebieska pastylka? - zapytał Krzysiek, kierując obiektyw na Kłosa. - Winiar, co oznacza niebieska tabletka?! - zawołał do naszego przyjmującego, który znajdował się kilka siedzeń dalej.
- Jak to co? Spanie. Spanie albo stanie. - stwierdził Michał, doprowadzając tym twierdzeniem kilku siatkarzy do śmiechu.
- Ja nie wziąłem. - odparł blondyn, zaprzeczając.
- Ach, czyli ty byłeś Ewą? - rzucił Igła, na co cała trójka wybuchnęła głośnym śmiechem.
Julka zaczęła się śmiać razem z nimi, a jej wdzięczny śmiech rozbrzmiewał po całym autobusie. Przez moment jeszcze przysłuchiwałam się ich rozmowie, jednak po chwili stwierdziłem, że także się prześpię, bo czekały nas jeszcze dwie godziny drogi, więc ostrożnie złożyłem swoją czarną bluzę i podłożyłem ją sobie pod głowę, by po chwili zapaść w głęboki sen.

Obudziło mnie dopiero zamieszanie w autobusie, które zaczęło się tworzyć, kiedy dojechaliśmy na miejsce. Leniwie przetarłem oczy, a kiedy wyjrzałem za okno ujrzałem katowicki Spodek. Tym razem nawet nie zajeżdżaliśmy do hotelu, bo za niecałą godzinę miał rozpocząć się mecz z Resovią Rzeszów. Zostało nam więc trochę czasu na przebranie się, rozgrzewkę i krótki trening, a potem mieliśmy zagrać z jednym z najmocniejszych polskich klubów. Powoli, wszyscy wysiedliśmy z autobusu i skierowaliśmy się na halę. Kiedy już znaleźliśmy się w środku, ja z chłopakami poszliśmy do szatni, natomiast dziewczyny udały się już na trybuny, aby zająć sobie miejsca.
Szybko ubraliśmy swoje klubowe stroje, podczas gdy Andrzej z Karolem puszczali jakąś muzykę ze swoich telefonów. Kiedy nadszedł czas na kawałek "Ruda tańczy jak szalona" Winiar wyszedł na środek szatni i zaczął wykonywać jakieś dziwne ruchy cały czas wymachując przy tym swoją białą skarpetą
- Ruda tańczy jak szalona, krzyczy, piszczy, to jest ona! - zaczął drzeć się na całe gardło, a za chwilę dołączył się do niego Wlazły.
- Rudą lale pokochałem, z rudą noce są wspaniałe! - śpiewał na wpół ubrany, wymachując nad głową swoim jednym czarnym butem.
Michał wyraźnie ucieszył się, że ma nowego kompana do karaoke, przybił mu piątkę i razem zaczęli podrygiwać w rytm muzyki. A wszystko to uwiecznił oczywiście Igła. Po kilku minutach, kiedy Wlazły zdążył się już w całości ubrać, ze śmiechem opuściliśmy szatnię i udaliśmy się na halę, aby rozgrzać się przed meczem.
Zacząłem robić okrążenia wokół boiska, robiąc wymachy rąk najpierw do przodu, potem w tył. Przy tym cały czas szukałem wzrokiem dziewczyn wśród tłumu kibiców zebranych już na trybunach. To było coś niesamowitego, tutaj już na godzinę przed meczem hala zaczynała wypełniać się po brzegi kibicami, natomiast w moim kraju na rozgrywki klubowe przychodziła zaledwie garstka ludzi. Nawet na meczach reprezentacji nie mogliśmy liczyć na taki doping jaki tutaj kibice dawali nam chociażby przy zwykłych sparingach.
Po chwili zauważyłem Zuzę, która malowała coś na policzkach Julii i Dianę, siedzącą obok nich. Miały jak zwykle miejsca w pierwszym rzędzie, przeznaczone tylko dla osób bliskich lub rodziny grających zawodników.
Po kilkunastu okrążeniach usiadłem na podłodze i zacząłem wykonywać różne ćwiczenia rozciągające, aby wystarczająco przygotować swój organizm do walki na boisku. Kiedy już skończyłem podszedłem do trenera, który dawał nam ostatnie wskazówki przed meczem. Ostrzegł nas, że powinniśmy mocno grać w obronie, bo Resovia ma wielu świetnych atakujących, którzy zapewne nastawili się na wygraną.


Po kilkunastu minutach, rozbrzmiał pierwszy gwizdek. Resovia zaczynała mecz. Jako pierwszy na zagrywkę poszedł Matteo Piano, Włoch znany ze swoich świetnych, mocnych serwów. Grał w klubie Resovii dopiero od tego sezonu, lecz już wszyscy zdążyli się przekonać o jego wspaniałych umiejętnościach.
Nie udało nam odebrać się pierwszej zagrywki, gdyż wycelował idealnie w linię 9 metra.
Następną piłkę, także przepuściliśmy. Michał Kubiak krzyknął głośno, próbując wzniecić w nas tym ducha walki. Popatrzyłem się po chłopakach z drużyny. Wszyscy byli maksymalnie skupieni. Widać było zawziętość na ich twarzach i pełną mobilizację.
Następną kapitalną zagrywkę odebrał Krzysiu, rzucając się przy tym pod nogi Wlazłemu. Skierował piłkę do rozgrywającego, który wystawił mi ją zaraz przy siatce, a ja jednym mocnym ruchem skierowałem ją z powrotem na ziemię, tyle, że po drugiej stronie siatki.
Punkt dla nas. Na zagrywkę poszedł Michał Winiarski, który oddał bardzo dobry serw. Kiedy piłka znalazła się po naszej stronie, odebrał ją Kubiak. Następnie wystąpiło rozegranie na prawe skrzydło i Mariusz przedzierając się przed potrójny blok, uderzył w piłkę, która powędrowała prosto na białą linię.
Potem szło nam jeszcze lepiej. Przez cały czas trwania seta byliśmy bardzo skupieni, a kibice głośnym dopingiem nieśli nas prosto do wygranej. Jednak dobra passa skończyła się w drugiej partii trzeciego seta. Przeciwnicy zaczęli nas coraz bardziej męczyć, aż w końcu zaczęliśmy popełniać podstawowe błędy takie jak błąd w ustawieniu czy źle rozegrana piłka. Potem już silny doping kibiców na nic się nie zdał. Widziałem na twarzach kolegów, że są coraz bardziej zdenerwowani i zmęczeni, a kiedy pod koniec piątego seta na zagrywkę ponownie wszedł Matteo Piano, było wiadome, że przegramy. Mimo wszystko staraliśmy się walczyć, o każdą piłkę, aż do końca każdej akcji. Jednak kiedy zabrzmiał ostatni gwizdek a na tabeli wyników pojawiła się liczba 15:10, wszyscy byli mocno rozczarowani.
W ponurych nastrojach zeszliśmy z boiska. Chwyciłem biały ręcznik i wytarłem nim mokrą od potu twarz, a następnie napiłem się zimnej wody, o której od kilku minut wprost marzyłem.
- Hej stary. - usłyszałem znajomy głos za swoimi plecami. Kiedy się obróciłem zobaczyłem Paula Lotmana, który z uśmiechem na twarzy podszedł do mnie i mnie uścisnął. - Daliśmy wam dzisiaj w dupę. - stwierdził, zadowolony, dumnie wypinając pierś.
- Daliśmy wam fory i tyle. - wzruszyłem ramionami, otwierając drugą butelkę z wodą.
- Jasne, ty już się mi tutaj nie tłumacz. - zaśmiał się mój kolega z reprezentacji, także popijając wodę. - Pokonajcie jutro Zaksę i pojutrze Lotos, żebyśmy pod koniec mogli z wami świętować, bo jak będziecie w takich nastojach jak dzisiaj to nici z zabawy. - poklepał mnie po plecach Lotman, życząc powodzenia na następne dni, po czym skierował się w stronę swojej drużyny.
- Hej! Przestańcie się dąsać! - usłyszałem głos Zuzy, dobiegający z drugiego końca sali, wokół której zgromadzili się chłopaki - Nie zawsze musicie wygrywać! Zbierzcie w sobie trochę pozytywnej energii i pokażcie im jutro kto tu rządzi! Wygracie to!
- Zaksa, czy twoja dupa jest gotowa?! - krzyknął Facu na cały głos, wywołując tym radość wśród fanek, stojących za bandami i przyglądających się naszemu zgrupowaniu.
- Kto wygra?! - krzyknął Kubiak, rzucając ręcznikiem o ziemię i testując nasz okrzyk bojowy.
- Skra! - odpowiedziały mu Zuza z Julką.
- Kto?! - powtórzył wznosząc ręce ku górze.
- Skra, Skra, Skra! - tym razem krzyknęły także dziewczyny, oczekujące na autografy, które przed momentem śmiały się z okrzyku Argentyńczyka.
- I tak właśnie ma być. - usłyszałem cichy głos trenera, który z uznaniem pokiwał głową, spoglądając na Zuzę, która przed chwilą pobudzała chłopaków do dalszej walki. Jeszcze chwilę przypatrywał się on chłopakom, po czym ruszył w stronę szatni, a ja wykończony dzisiejszym spotkaniem, zarzuciłem sobie biały ręcznik na ramię i zrobiłem to samo.



Dzisiaj trochę mniej Matta i Julki, za to więcej innych siatkarzy, mam nadzieję, że wam się podoba i zdradzę wam, że w następnym rozdziale bliżej poznacie Matteo Piano. Ja osobiście uwielbiam tego siatkarza i mam nadzieję, że wy także :D
Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to w następnym rozdziale będzie się tu dużo działo, zresztą na wyjazdach klubowych zawsze się dużo dzieje haha
Dajcie znać jak się wam podobało w komentarzu, wasze opinie naprawdę dużo dla mnie znaczą i pobudzają do dalszego pisania! Dziękuje wam szczególnie za te długie komentarze, naprawdę miło się je czyta.
A ja jeszcze tydzień szkoły i potem w końcu upragnione ferie! Mam nadzieję, że uda mi się pisać, więcej ale nie wiem jak to z tym będzie bo pod koniec pierwszego tygodnia ferii wybieram się do Włoch (może spotkam Matteo Piano? haha) więc nie mam pojęcia jak będzie z czasem. W każdym razie następnego rozdziału możecie spodziewać się jak zwykle w weekend. Pozdrawiam :*